poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 8: Raz na zawsze musi zniknąć z mojego życia. Dla mojego dobra.

Prezentacja Chrisa została przyjęta niesamowicie dobrze. Różni profesorowie mu gratulowali i strasznie długo z nim rozmawiali. Stałam gdzieś z boku popijając wodę z cytryną, trzymałam teczkę z jego dokumentami i czekałam, aż blask chwilowej sławy przejdzie na kogoś innego.
W końcu podszedł do mnie, a od przechodzącego kelnera wziął szklankę z jakimś trunkiem i szybko go wypił.
- Nie dość, że nerwy mnie zjadały od środka to jeszcze mam pustynię w ustach - odezwał się po opróżnieniu całej zawartości.
- Ale już możesz odetchnąć. I najwyraźniej Twój występ się spodobał - cieszyłam się z jego sukcesu.
- Wszystko dzięki Tobie. Gdyby nie Twoje uwagi, pewnie wyszłoby o wiele gorzej. Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
- Nie musisz. To był mój obowiązek, jako asystentki.
- Powinienem Ci dziękować, że w ogóle zechciałaś tu przyjechać. Więc wymyśl coś a ja się dostosuje.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to dobrze. Zastanowię się - uśmiechnęłam się.
W tym momencie podszedł do nas mężczyzna w drogim garniturze, na oko po 40tce.
-  Dzień dobry. Sporo czasu minęło od naszej współpracy, ale nadal jesteś świetny w tym, co robisz - zagaił.
- Witam panie Philipie. Cieszę się, że się podobało.
-  Widzę, że przywiozłeś ze sobą również swój skarb - niespodziewanie spojrzał na mnie.- Słyszałem o ślubnych planach. Imiona dla dzieci wybrane?- Uśmiechnął się szeroko.- Caroline, zawsze przepięknie wyglądałaś, ale dzisiaj chyba nie chciałaś przyćmić narzeczonego, prawda?- Skomentował mój strój.
Już miałam ochotę mu coś powiedzieć i zażądać wyjaśnień, ale Chris szybko wziął go na bok. Przez chwilę mu coś tłumaczył, pożegnał się, chwycił mnie w pasie i wyprowadził z sali.
- Możesz mi wyjaśnić, o co mu chodziło? Jaka Caroline? Jaki ślub? Jakie dzieci? Wyraźnie mnie z kimś pomylił.
- Czasem tak ma. Nie roztrząsajmy tego - uciął krótko.
- Obraził mnie. Skrytykował mój strój - wkurzył mnie tym.
- Nie miał złych intencji. Kiedyś zrozumiesz - bez pożegnania zaszył się w swoim pokoju.


Następnego dnia wyjechaliśmy z San Francisco przed godziną dwunastą. Między nami panowała dziwna, napięta atmosfera. Kompletnie nie rozumiałam, co spowodowało u niego taką reakcję. Był milczący i przygnębiony. Prawie się nie odzywał, a i ja nie chciałam burzyć jego spokoju.
W samochodzie spałam jakąś godzinkę. Kiedy się obudziłam on nadal nic nie mówił i słuchał cicho włączonego radia. Jechaliśmy jakąś nudną autostradą, stałą prędkością. Mijały nas różne samochody. Obserwowałam niebezpieczne manewry niektórych kierowców. Zero wyobraźni. Kilka chwil później przekonałam się o tym boleśnie na własnej skórze. Na pasie przeciwnym jechał spokojnie mężczyzna z dwójką dzieci, dogonił go jakiś młody facet swoim Mercedesem i usilnie próbował go wyprzedzić. Zrobił to w końcu, ale na nasze nieszczęście nie zdążył go wyminąć i wrócić na swój pas. Uderzył w nas, chociaż Chris próbował temu zapobiec. Starał się, ale zanim zdążył zastosować jakiś manewr już było po wszystkim.

Nie wiem, co było dalej. Przytomność odzyskałam dopiero w szpitalu. Okazało się, że przywieźli nas do California Hospital Medical Center. Byli przy mnie moi rodzice i rodzeństwo. A na korytarzu czekali Tom, Heather i Liam. Doktor Stevenson zrobił mi wszystkie potrzebne badania i prześwietlenia. Miałam złamaną nogę, mocno stłuczoną rękę, i dosyć poważny uraz głowy. Na szczęście nie musieli mnie wprowadzać w śpiączkę farmakologiczną, ponieważ mój stan, chociaż nie najlepszy, to ustabilizował się. Zgłosiłam także lekarzowi, że mam problem ze wzrokiem. Widziałam słabo albo tylko kształty postaci bądź rzeczy. Okazało się, że może to byś spowodowane niewielkim obrzękiem mózgu lub nawet uszkodzeniem nerwu.
Przeraziło mnie to, bo opiekowałam się nieraz takimi pacjentami i wiem, że to nie wróży dobrze. Według Stevensona Chris czuł się lepiej niż ja, ale dali mu leki przeciwbólowe i zasnął. Miał podobno kilka złamań i szycie głowy. Mieliśmy szczęście, że w ogóle żyjemy.

Na korytarzu moi przyjaciele bardzo się denerwowali, bo lekarz powiedział im tylko, że wyszły kolejne uszkodzenia tym razem wzroku. Tom był dodatkowo wściekły na Chrisa. Obwiniał go za ten wypadek. Gdy tylko dowiedział się, w jakiej sali się znajduje, poszedł do niego. Blondyn obudził się, leki działały jednak nie czuł się na siłach by wstać.
-  Zadowolony z siebie jesteś? Jak nie potrafisz prowadzić to nie zabieraj nikogo ze sobą. Przez Ciebie Lizzy jest w bardzo kiepskim stanie - wyrzucił to z siebie od razu.
- Co z nią? Nie pozwalają mi stąd wyjść, a chciałem do niej pójść - powiedział cicho.
- Jest połamana. Być może straci wzrok. I wszystko przez Ciebie.
- Wzrok? To niemożliwe. Stevenson coś by mi powiedział…- przeraził się.
- Wykryli to przed chwilą. Dobrze Ci radzę. Nie zbliżaj się do Liz. Wystarczająco ją skrzywdziłeś. Nie przychodź do niej, nie pytaj o nią. A kiedy stąd wyjdziesz, nie dzwoń, nie kontaktuj się. Daj jej święty spokój, bo będziesz miał ze mną do czynienia. Będę ją bronił przed Tobą - gdyby nie to, że Chris był w takim stanie Tom na pewno by go uderzył, ledwo się powstrzymywał.
Wyszedł szybkim krokiem żeby zaraz za drzwiami uderzyć pięścią w ścianę. Nigdy nie czuł się tak słaby i bezsilny. Nigdy nie kochał, więc nie wiedział, co ma robić. Blondyn tymczasem leżał bez ruchu, bo bolał go dosłownie każdy kawałeczek ciała. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że historia się powtórzyła. Los postawił na jego drodze kogoś nowego, a on znowu zawiódł. Mógł doprowadzić do kolejnej śmierci. Albo ciąży na nim jakaś klątwa albo ma niezłego pecha. Jedno wiedział na pewno. Tom miał rację. Raz na zawsze musi zniknąć z mojego życia. Dla mojego dobra.



Minęły trzy tygodnie. Niestety stan mojego wzroku znacznie się pogorszył. Nie widziałam kompletnie nic. Ciemność. Byłam zrozpaczona, chociaż starałam się tego nie okazywać przy moich bliskich. Mojego samopoczucia nie poprawiał fakt, iż Chris nie pojawił się u mnie ani razu. Kilka dni temu doktor Stevenson wypisał go do domu, a on nawet nie zadzwonił. Nie znałam go zbyt dobrze, nie wiedziałam o nim wszystkiego a mimo to czułam, że go potrzebuję. Lekarz okulista twierdził, że będzie musiał przeprowadzić operację by usunąć zakrzep krwi w okolicy nerwu wzrokowego. Jeśli wszystkie wyniki badań będą optymistyczne i opinie okulistów będą zgodne, po tym zabiegu odzyskam wzrok. Jednak istnieje ryzyko powikłań, a jak na razie wyniki nie pozwalają na jego wykonanie. W takim stanie mogłabym nawet umrzeć. Stevenson na prośbę moich rodziców pozwolił mi wrócić do domu, ale pod warunkiem, że będę leżeć i odpoczywać. Złamania muszą się zrosnąć i ogólnie muszę wrócić do formy.
Leżałam na łóżku w swoim pokoju, z gipsem na nodze i bandażem na głowie. Z laptopa wydobywała się moja ulubiona piosenka Beyonce. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek byłabym w stanie przyzwyczaić się do tej okrutnej, przygnębiającej ciemności. To było okropne. Mój słuch się wyostrzył, przez co słyszałam każdy szmer, nawet najdrobniejszy. Stało się to w końcu irytujące. W pewnym momencie ktoś wszedł do pokoju.
- Cześć Tom - uśmiechnęłam się.
- Cześć. Skąd wiedziałaś, że to ja?- Zdziwił się siadając na moim łóżku.
- Zawsze szurasz nogami jak chodzisz - zaśmiałam się, a on mnie objął.
- No popatrz. Nigdy wcześniej tego nie słyszałaś. Nie jest z Tobą tak źle, kochana. Heath z Liamem wpadną do Ciebie wieczorkiem. A ja przyniosłem Ci Twoje ulubione pomarańcze i czekoladę mleczną - usłyszałam szelest reklamówki.
- Oj dziękuję. Jesteś kochany - ucieszyłam się.
Tom od czasu wypadku bardzo o mnie dbał. Chodził ze mną na badania, opiekował się mną. Mogłam na niego liczyć. Nie to, co Chris. Spytałam o niego tylko raz. Tom się zdenerwował, więc nie mówiłam o nim więcej.
_________________________________________________________________

Witam Was świątecznie nowym odcinkiem :)
Może nie jest długi, ale sytuacja się rozwija.
Jestem ciekawa Waszych opinii.
Tymczasem życzę Wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, miłości, radości, rodzinnych świąt, zero smutku i mnóstwo uśmiechu. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku kochaniutkie ! :*
Całuję <3

2 komentarze:

  1. Utrata wzroku to musi być coś naprawdę okropnego. Nigdy nie przeżywałam nic podobnego, ale właśnie tak to sobie wyobrażam - totalna ciemność i ogromne zakłopotanie, bezsilność. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i po operacji nasza bohaterka odzyska wzrok. Jestem trochę wściekła na Chrisa, że tak po prostu sobie odpuścił po słowach Toma. Mógł olać jego głupie gadanie i chociaż raz odwiedzić dziewczynę. A on po prostu się poddał. Nieładnie. Czekam na rozdział następny, dużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Elizabeth musi być naprawdę podobna do Caroline, skoro nawet ten cały Philip je pomylił ;o W sumie niezręczna ta cała sytuacja, ale cóż, zdarza się.
    Chciałam, żeby ten wspólny wyjazd bohaterów okazał się przełomowy, tymczasem doszło do wypadku. Cholera jasna, czy nad Chrisem ciąży jakieś fatum? Na dodatek kompletnie przeraziłam się wiadomością o kłopotach ze wzrokiem, jakie spadły na Liz. Podziwiam ją, ja bym chyba do reszty spanikowała. Mam nadzieję, że lekarze pomogą dziewczynie w powrocie do zdrowia. Opiekuńczość Toma mnie zaskakuje, on chyba naprawdę zakochał się w Elizabeth... Ciekawa jestem, jak to będzie, kiedy ona w końcu wyjdzie ze szpitala. I czy Chris faktycznie zamierza się od niej odciąć.
    Rozdział niezwykle ciekawy, nie sposób było się oderwać. Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń