Następnego
dnia obudziło nas ciekawskie słońce zaglądające przez okno do pokoju.
Przeciągnęłam się i z powrotem oparłam głowę na ramieniu Toma. Spało mi się
spokojnie i wygodnie. Jak za dawnych dziecięcych lat. Na szczęście tak jak
mówił nie miał siły żeby cokolwiek zdziałać, więc czułam się bezpiecznie. On
też się obudził, ale gdy tylko poruszył głową zasyczał z bólu. Sięgnęłam przez
niego po butelkę z wodą i podałam mu ją.
- Oj Lizzy, mój aniele - wydukał i wypił chyba pół butelki za jednym razem.- Tak właściwie, co Ty tu robisz?- Zaczynało do niego docierać, że nie śni.- Chyba nic Ci nie zrobiłem, prawda?- Przestraszył się.
- Nie, nie martw się - pocałowałam go w policzek.- Chciałeś tylko żebym z Tobą została, to wszystko.
- To dobrze. Nie chciałbym Cię skrzywdzić. Nigdy. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką - odłożył butelkę i przytulił mnie do swojego nagiego torsu.
- Wiem, ale muszę już iść. Poradzisz sobie?- Podniosłam się.
- Tak, jasne. Dziękuję Ci - puścił do mnie oczko.
Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do łazienki przebrać się w swoje ciuchy, po czym pożegnałam się i poszłam do siebie, kilka domów dalej.
Przespałam się jeszcze parę godzin. Dziś tata odpuścił mi pracę a i w szpitalu nie musiałam być, więc mogłam sobie poleniuchować. Później zjadłam spaghetti zrobione przez mamę, rozmawiałam trochę z rodzeństwem i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie spałam już, ale leżałam i przełączałam kanały w telewizji. Nagle usłyszałam przytłumiony dźwięk swojego telefonu. Miałam jednak zagadkę: gdzie on jest? Szłam za melodyjką aż w końcu znalazłam go w przedpokoju. Pospiesznie odebrałam nie patrząc, kto dzwoni.
- Słucham?
- Cześć Lizzy. Chris Stringini z tej strony.
- Cześć. Jak się czujesz?
- Dobrze. Za to Tom chyba ma niezłego kaca, co?
- Można tak to ująć. Zajęłam się nim i będzie dochodził powoli do siebie.
- Spotkamy się dzisiaj?
- Masz jakiś plan?
- Mecz koszykówki.
- Sprytne. Chętnie z Tobą pójdę, o której?
- Wpadnę po Ciebie o 17, pasuje Ci?
- Jasne. To do zobaczenia.
- Na razie.
Wróciłam do swojego pokoju, a żołądku czułam dziwne łaskotanie. Z twarzy nie schodził mi uśmiech. Co to ma znaczyć? Elizabeth Sophie Wilson, w tej chwili się uspokój. To tylko mecz koszykówki. Nie mówił przecież nic o randce. Pomimo usilnych prób uspokojenia swojego żołądka, nie mogłam przestać myśleć o Chrisie. Ciekawe czy on też o mnie myśli. Nigdy nic nie wiadomo. Czas na kąpiel. Nie mogę się spóźnić.
Minęły dwa tygodnie. Mecz był jak najbardziej udany, a ja i Chris widywaliśmy się częściej. Nie wiem, co on czuł, ale ja się chyba zakochałam. Sama nie wiem. Na myśl o nim uśmiechałam się do siebie, a kiedy go widziałam, miałam ochotę przytulić się do niego. Tego dnia w szpitalu było sporo pracy, spotkałam go dopiero przy wyjściu.
- Hej Liz - przywitał się.- Mam pytanie.
- Hej, o co chodzi?
- W ten weekend mam ważne sympozjum w San Francisco, ordynator polecił żebym wziął ze sobą asystentkę, a że jej nie mam to pomyślałem, że mogłabyś mi towarzyszyć, jeśli masz ochotę.
Wyjazd z nim? Marzenie.
- W sumie, tata poradzi sobie beze mnie, więc chyba mogę jechać - z trudem powstrzymywałam wybuch radości.
- Świetnie. Jedziemy moim autem, w piątek rano. Podjadę do Ciebie o siódmej, ok.?
- Ok. To do piątku- wyszedł szybko.
Jutro miał mieć wolne, aby przygotować się do sympozjum. Byłam taka podekscytowana. Wspólny wyjazd. Wiele może się wydarzyć, ale muszę trzymać klasę. Nie mogę mu nic powiedzieć, chyba, że sam wyzna, że coś do mnie czuje. Na razie, jest moim dobrym kolegą i tego się trzymam.
Po powrocie do domu, wzięłam prysznic i wybrałam się na krótki spacer z Heather. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona jak zwykle sobie żartowała.
- Musisz uważać, na takich sympozjach to nie wiadomo, co się dzieje. Przy recepcji okaże się, że macie ten sam pokój, o czym on oczywiście nie wiedział, a potem jedno łóżko i romans gotowy.
- Przestań. Ty wszędzie widzisz okazję do podrywu - uspokajałam ją.- To podróż służbowa.
- No, ale wziął akurat Ciebie. Nie ma pielęgniarek? Pełno ich tam. Coś musi w tym być. Mówię Ci. Na imprezie nie spuszczał Cię z oka - snuła teorie spiskowe.
- Heath, on momentami tak dziwnie się zachowuje, że nie potrafię go rozszyfrować. Czasem patrzy na mnie tak jakby patrzył na zupełnie inną osobę. Ma takie nieprzytomne spojrzenie. Dopóki nie dowiem się, o co chodzi, nie będę spokojna – podzieliłam się z nią swoimi wątpliwościami.
- Nie wygląda na psychola, ale bądź czujna.
- Oj Lizzy, mój aniele - wydukał i wypił chyba pół butelki za jednym razem.- Tak właściwie, co Ty tu robisz?- Zaczynało do niego docierać, że nie śni.- Chyba nic Ci nie zrobiłem, prawda?- Przestraszył się.
- Nie, nie martw się - pocałowałam go w policzek.- Chciałeś tylko żebym z Tobą została, to wszystko.
- To dobrze. Nie chciałbym Cię skrzywdzić. Nigdy. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką - odłożył butelkę i przytulił mnie do swojego nagiego torsu.
- Wiem, ale muszę już iść. Poradzisz sobie?- Podniosłam się.
- Tak, jasne. Dziękuję Ci - puścił do mnie oczko.
Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do łazienki przebrać się w swoje ciuchy, po czym pożegnałam się i poszłam do siebie, kilka domów dalej.
Przespałam się jeszcze parę godzin. Dziś tata odpuścił mi pracę a i w szpitalu nie musiałam być, więc mogłam sobie poleniuchować. Później zjadłam spaghetti zrobione przez mamę, rozmawiałam trochę z rodzeństwem i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie spałam już, ale leżałam i przełączałam kanały w telewizji. Nagle usłyszałam przytłumiony dźwięk swojego telefonu. Miałam jednak zagadkę: gdzie on jest? Szłam za melodyjką aż w końcu znalazłam go w przedpokoju. Pospiesznie odebrałam nie patrząc, kto dzwoni.
- Słucham?
- Cześć Lizzy. Chris Stringini z tej strony.
- Cześć. Jak się czujesz?
- Dobrze. Za to Tom chyba ma niezłego kaca, co?
- Można tak to ująć. Zajęłam się nim i będzie dochodził powoli do siebie.
- Spotkamy się dzisiaj?
- Masz jakiś plan?
- Mecz koszykówki.
- Sprytne. Chętnie z Tobą pójdę, o której?
- Wpadnę po Ciebie o 17, pasuje Ci?
- Jasne. To do zobaczenia.
- Na razie.
Wróciłam do swojego pokoju, a żołądku czułam dziwne łaskotanie. Z twarzy nie schodził mi uśmiech. Co to ma znaczyć? Elizabeth Sophie Wilson, w tej chwili się uspokój. To tylko mecz koszykówki. Nie mówił przecież nic o randce. Pomimo usilnych prób uspokojenia swojego żołądka, nie mogłam przestać myśleć o Chrisie. Ciekawe czy on też o mnie myśli. Nigdy nic nie wiadomo. Czas na kąpiel. Nie mogę się spóźnić.
Minęły dwa tygodnie. Mecz był jak najbardziej udany, a ja i Chris widywaliśmy się częściej. Nie wiem, co on czuł, ale ja się chyba zakochałam. Sama nie wiem. Na myśl o nim uśmiechałam się do siebie, a kiedy go widziałam, miałam ochotę przytulić się do niego. Tego dnia w szpitalu było sporo pracy, spotkałam go dopiero przy wyjściu.
- Hej Liz - przywitał się.- Mam pytanie.
- Hej, o co chodzi?
- W ten weekend mam ważne sympozjum w San Francisco, ordynator polecił żebym wziął ze sobą asystentkę, a że jej nie mam to pomyślałem, że mogłabyś mi towarzyszyć, jeśli masz ochotę.
Wyjazd z nim? Marzenie.
- W sumie, tata poradzi sobie beze mnie, więc chyba mogę jechać - z trudem powstrzymywałam wybuch radości.
- Świetnie. Jedziemy moim autem, w piątek rano. Podjadę do Ciebie o siódmej, ok.?
- Ok. To do piątku- wyszedł szybko.
Jutro miał mieć wolne, aby przygotować się do sympozjum. Byłam taka podekscytowana. Wspólny wyjazd. Wiele może się wydarzyć, ale muszę trzymać klasę. Nie mogę mu nic powiedzieć, chyba, że sam wyzna, że coś do mnie czuje. Na razie, jest moim dobrym kolegą i tego się trzymam.
Po powrocie do domu, wzięłam prysznic i wybrałam się na krótki spacer z Heather. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona jak zwykle sobie żartowała.
- Musisz uważać, na takich sympozjach to nie wiadomo, co się dzieje. Przy recepcji okaże się, że macie ten sam pokój, o czym on oczywiście nie wiedział, a potem jedno łóżko i romans gotowy.
- Przestań. Ty wszędzie widzisz okazję do podrywu - uspokajałam ją.- To podróż służbowa.
- No, ale wziął akurat Ciebie. Nie ma pielęgniarek? Pełno ich tam. Coś musi w tym być. Mówię Ci. Na imprezie nie spuszczał Cię z oka - snuła teorie spiskowe.
- Heath, on momentami tak dziwnie się zachowuje, że nie potrafię go rozszyfrować. Czasem patrzy na mnie tak jakby patrzył na zupełnie inną osobę. Ma takie nieprzytomne spojrzenie. Dopóki nie dowiem się, o co chodzi, nie będę spokojna – podzieliłam się z nią swoimi wątpliwościami.
- Nie wygląda na psychola, ale bądź czujna.
Piątek
rano. Bardzo łatwo wstawało mi się tego dnia. Byłam już spakowana. Zjadłam
śniadanie, wzięłam prysznic. Ubrałam się w wygodne jeansy, koszulkę na
ramiączkach i luźny beżowy sweterek. Włosy miałam już naturalnie pokręcone,
przeczesałam je tylko trochę i byłam zadowolona z efektu. Zabrałam niewielką
torbę i wyszłam przed dom. Po kilku minutach Chris podjechał swoim drogim autem
pod płot mojego domu, zatrzymał się i wysiadł.
- Cześć. Wyspana?- Uśmiechnął się i delikatnie pocałował mnie w policzek na powitanie.
- Cześć. Nie, ale liczę na to, że jeździsz na tyle spokojnie żebym mogła się zdrzemnąć- śmiejąc się pokazałam mu swojego jaśka.
- Jeśli zaśniesz podczas jazdy ze mną, będzie to równoznaczne z tym, że mi ufasz. Tak słyszałem - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Zobaczymy - mrugnęłam do niego, oddając mu swój bagaż i wsiadłam.
Zapakował moją torbę, zajął miejsce za kółkiem i ruszyliśmy. Był taki uroczy. Włosy miał potargane, wyglądał na zmęczonego. Bardzo skupiał się na drodze i sprawiał wrażenie zmartwionego. No cóż, chyba mu ufałam, bo dość szybko zasnęłam opierając głowę o jaśka. Całe szczęście, że nie chrapię.
Nie wiem ile czasu jechaliśmy, bo Chris obudził mnie już na miejscu. Wysiadłam i rozejrzałam się. Byliśmy chyba w centrum San Francisco. To miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Hotel znajdował się po drugiej stronie ulicy, więc udaliśmy się tam. W holu było tłoczno i dosyć głośno. Zameldowaliśmy się. Dostaliśmy pokoje obok siebie. Windą pojechaliśmy na piąte piętro budynku. On wszedł do siebie a ja zniknęłam za drzwiami swojego apartamentu. Pokój był luksusowy. Miałam niewielki przedsionek z dużym lustrem, szafą, stolikiem, dwoma krzesłami i barkiem. Przez okno wpadało mnóstwo słońca. Weszłam do drugiego pomieszczenia, w którym znajdowało się sporych rozmiarów łóżko w baldachimem, szafka nocna, toaletka, telewizor, po lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi, na pewno łazienka. Weszłam tam i zamarłam. Wielka wanna z hydromasażem tylko dla mnie. Cudownie. Rozpakowałam się i wyszłam na nieduży balkon, na który wychodziło się z sypialni. Przymknęłam oczy, oparłam się rękoma o barierkę i wzięłam głęboki wdech.
- Pięknie tu, prawda?- Usłyszałam głos blondyna. Rozejrzałam się i okazało się, że jego balkon jest tuż obok mojego. Super.
- Jak najbardziej.
- Zgłodniałaś? Może pójdziemy się przejść po centrum i zjemy jakiś lunch?- Zaproponował.
- Jasne. Za godzinę na dole?
- Do zobaczenia- Uśmiechnął się szeroko i zniknął we wnętrzu pokoju.
Wzięłam odświeżający prysznic, ułożyłam włosy, nałożyłam delikatny dzienny makijaż, przebrałam się i zjechałam windą na parter. Chris już tam czekał ubrany w niebieską koszulkę polo i jeansy. Nie mogłam pozbyć się wesołego wyrazu twarzy. Jego widok sprawiał mi radość. Miałam nadzieję, że on też tak czuje.
Przeszliśmy się do pobliskiej knajpki, polecanej przez obsługę hotelu. Rozmawialiśmy na luzie, również o prezentacji. Następnego dnia rano miał wygłosić swój referat. Moim zadaniem było sprawdzić wszystkie pomocne notatki i poukładać je tak, żeby nie musiał się dodatkowo stresować. W końcu jestem jego asystentką. Zjedliśmy dwa dania i deser, bo umieraliśmy z głodu. W drodze powrotnej obejrzeliśmy uliczny występ tancerza i rapera. Oboje rozluźniliśmy się i podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, tak szczerze się śmiał. Cieszyłam się, że nastąpiło to właśnie przy mnie. Chociaż mogło to dla niego nic nie znaczyć. Dla mnie było ważne.
Powolnym spacerkiem wróciliśmy do hotelu, zatrzymaliśmy się pod drzwiami mojego pokoju, jeszcze parę minut rozmawialiśmy. W końcu jednak urwałam temat, grzecznie się pożegnałam i zniknęłam za drzwiami. Byłam niesamowicie zmęczona. Jedyne, o czym marzyłam w tej chwili to wygodne łóżko i spokojny sen.
_________________________________________________________________
- Cześć. Wyspana?- Uśmiechnął się i delikatnie pocałował mnie w policzek na powitanie.
- Cześć. Nie, ale liczę na to, że jeździsz na tyle spokojnie żebym mogła się zdrzemnąć- śmiejąc się pokazałam mu swojego jaśka.
- Jeśli zaśniesz podczas jazdy ze mną, będzie to równoznaczne z tym, że mi ufasz. Tak słyszałem - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Zobaczymy - mrugnęłam do niego, oddając mu swój bagaż i wsiadłam.
Zapakował moją torbę, zajął miejsce za kółkiem i ruszyliśmy. Był taki uroczy. Włosy miał potargane, wyglądał na zmęczonego. Bardzo skupiał się na drodze i sprawiał wrażenie zmartwionego. No cóż, chyba mu ufałam, bo dość szybko zasnęłam opierając głowę o jaśka. Całe szczęście, że nie chrapię.
Nie wiem ile czasu jechaliśmy, bo Chris obudził mnie już na miejscu. Wysiadłam i rozejrzałam się. Byliśmy chyba w centrum San Francisco. To miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Hotel znajdował się po drugiej stronie ulicy, więc udaliśmy się tam. W holu było tłoczno i dosyć głośno. Zameldowaliśmy się. Dostaliśmy pokoje obok siebie. Windą pojechaliśmy na piąte piętro budynku. On wszedł do siebie a ja zniknęłam za drzwiami swojego apartamentu. Pokój był luksusowy. Miałam niewielki przedsionek z dużym lustrem, szafą, stolikiem, dwoma krzesłami i barkiem. Przez okno wpadało mnóstwo słońca. Weszłam do drugiego pomieszczenia, w którym znajdowało się sporych rozmiarów łóżko w baldachimem, szafka nocna, toaletka, telewizor, po lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi, na pewno łazienka. Weszłam tam i zamarłam. Wielka wanna z hydromasażem tylko dla mnie. Cudownie. Rozpakowałam się i wyszłam na nieduży balkon, na który wychodziło się z sypialni. Przymknęłam oczy, oparłam się rękoma o barierkę i wzięłam głęboki wdech.
- Pięknie tu, prawda?- Usłyszałam głos blondyna. Rozejrzałam się i okazało się, że jego balkon jest tuż obok mojego. Super.
- Jak najbardziej.
- Zgłodniałaś? Może pójdziemy się przejść po centrum i zjemy jakiś lunch?- Zaproponował.
- Jasne. Za godzinę na dole?
- Do zobaczenia- Uśmiechnął się szeroko i zniknął we wnętrzu pokoju.
Wzięłam odświeżający prysznic, ułożyłam włosy, nałożyłam delikatny dzienny makijaż, przebrałam się i zjechałam windą na parter. Chris już tam czekał ubrany w niebieską koszulkę polo i jeansy. Nie mogłam pozbyć się wesołego wyrazu twarzy. Jego widok sprawiał mi radość. Miałam nadzieję, że on też tak czuje.
Przeszliśmy się do pobliskiej knajpki, polecanej przez obsługę hotelu. Rozmawialiśmy na luzie, również o prezentacji. Następnego dnia rano miał wygłosić swój referat. Moim zadaniem było sprawdzić wszystkie pomocne notatki i poukładać je tak, żeby nie musiał się dodatkowo stresować. W końcu jestem jego asystentką. Zjedliśmy dwa dania i deser, bo umieraliśmy z głodu. W drodze powrotnej obejrzeliśmy uliczny występ tancerza i rapera. Oboje rozluźniliśmy się i podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, tak szczerze się śmiał. Cieszyłam się, że nastąpiło to właśnie przy mnie. Chociaż mogło to dla niego nic nie znaczyć. Dla mnie było ważne.
Powolnym spacerkiem wróciliśmy do hotelu, zatrzymaliśmy się pod drzwiami mojego pokoju, jeszcze parę minut rozmawialiśmy. W końcu jednak urwałam temat, grzecznie się pożegnałam i zniknęłam za drzwiami. Byłam niesamowicie zmęczona. Jedyne, o czym marzyłam w tej chwili to wygodne łóżko i spokojny sen.
_________________________________________________________________
Hejka :)
Rozdział krótszy, bo przejściowy, ale i tak jestem ciekawa czy Wam się spodoba. Nie jest on może najciekawszy na świecie, ale coś w nim chyba jest.
Dziękuję za komentarze :)
Całuję :*
Całuję :*
Prawdę powiedziawszy dziwię się, że między Chrisem a Elizabeth jeszcze nic się nie wydarzyło ;> Mam na myśli... Przecież ona wyraźnie jest nim zauroczona, prawda? On też musiał coś do niej poczuć, skoro zabrał ją ze sobą do San Francisco. Tylko niestety obawiam się jednego, a mianowicie że Chris widzi w Lizzy zmarłą Caroline. Przecież od samego początku bardzo mu przypominała nieżyjącą narzeczoną. Więc jeśli dojdzie między nimi do jakiejkolwiek deklaracji uczuć, Christopher powinien zadać sobie pytanie, czy zakochał się w prawdziwej Liz, na którą wpadł w szpitalu, czy może kocha wspomnienie po Care. To naprawdę bardzo ważne. Ogólnie mam wrażenie, że ten pobyt w San Francisco będzie dla nich obojga naprawdę przełomowy ;3
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy!