poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 9: Znowu poczuł do kogoś coś więcej i znowu los postawił mu na drodze przeszkody.

Jakiś czas później.
 Chris spędził tego dnia mnóstwo czasu na grobie Caroline. Minął dokładnie rok od jej śmierci. Gdy wyszedł za bramę cmentarza, zadzwonił do doktora Stevensona, by zapytać jak postępują przygotowania do mojej operacji. Od dnia wypadku, nie przyszedł do mnie. Obwiniał się. Znowu poczuł do kogoś coś więcej i znowu los postawił mu na drodze przeszkody. Miał jedynie nadzieję, że odzyskam wzrok. Tom odwiedził go w tym czasie tylko raz. Po to by powiedzieć, że mój stan zdrowia zezwala na operację i… że jesteśmy razem. Co było kompletną bzdurą. Chris poczuł jak kolejny raz ktoś wbija mu szpilkę w serce. Tak naprawdę sam nie wiedział, co do mnie czuje, ale było to silne i dobre uczucie.

Tymczasem spacerowałam z Thomasem, po moim ulubionym parku przy szpitalu. Kupiliśmy tamtejsze hot dogi i od nowa poznawałam to miejsce. Tym razem pod względem dźwięków, zapachów i dotyku. Chłopak dosłownie na chwilę musiał odejść na parę metrów by porozmawiać przez telefon, więc posadził mnie bezpiecznie na ławce. Jedząc, słyszałam wokół siebie ogrom różnych odgłosów i kroków. Ptaki ćwierkały tak głośno, że wydawało się jakby były tuż obok. Nagle poczułam jak ktoś się do mnie przysiada. Bez słowa.
- Thom, to Ty? Nie strasz mnie tak - niepewnie się uśmiechnęłam.
- Nie bój się - chwilę zajęło mi odczytanie tego aksamitnego głosu.
- Chris? Lepiej stąd idź..- odsunęłam się.
- Dlaczego?- Nie chciał mnie speszyć.
- Bo Tom ze mną jest a nie chcę żebyście się pokłócili. Poza tym skoro do tej pory Cię nie było, to i teraz Cię nie potrzebuje - wstałam, ale nie do końca wiedziałam, w którą stronę mam iść.
- No tak, będzie zazdrosny. Każdy chłopak by był - skomentował.
- Co masz na myśli?- Zdziwiłam się.
- Jesteście razem, mówił mi. I mówił też, że nie chcesz mnie widzieć. I że lepiej będzie, jeśli dam Ci spokój - czułam na sobie jego wzrok.
- To wszystko nieprawda. Przecież to Ty mnie zostawiłeś samą i nawet nie pytałeś jak się czuję - oczy zaszły mi łzami, na samą myśl jak przykro mi było z tego powodu.
- Nie jesteście razem?
- No pewnie, że nie!- Krzyknęłam ze złością.- I chciałam żebyś mnie odwiedzał.
W tym momencie pojawił się Tom. Złapał mnie za rękę, ale wyszarpnęłam ją.
- Lizzy, co jest? Co on Ci nagadał?- Słychać było, że się zestresował.
- Prawdę, w przeciwieństwie do Ciebie. Jak mogłeś mnie tak okłamać?
- Chciałem Cię tylko chronić.
- Przed czym? Przecież ten wypadek to nie jego wina. Zamiast mnie chronić, zraniłeś. Zadowolony jesteś?- Byłam niesamowicie wściekła.
- Spokojnie - poczułam dłoń Chrisa na ramieniu.- Chciał dobrze. Przecież jest Twoim przyjacielem.
- Nie potrzebuję Twojego wstawiennictwa, doktorku - warknął Tom.
- Mam tego dosyć. Dzwonię po tatę, niech mnie stąd zabierze - sięgnęłam po komórkę.
- Nie dzwoń. Odwiozę Cię, jestem po dyżurze - zaproponował Chris.
- Dobrze. A Ty zastanów się, co zrobiłeś - powiedziałam już spokojniej.- Nie chcę stracić najlepszego przyjaciela, ale stałeś się egoistą. Odezwę się - spuściłam głowę, pozwoliłam Chrisowi by mnie objął i odprowadził do auta.
- Przepraszam Cię - usłyszałam, kiedy już w nim siedzieliśmy.
- Ty mnie? To ja przepraszam za niego.
- Powinienem był przyjść do Ciebie, nie słuchając jego głupot. Czułem i nadal czuję się winny. Nie chciałem zrobić Ci krzywdy. Wiedziałem jak się czujesz, bo rozmawiałem regularnie z Twoim lekarzem, ale nie mogłem przyjść. Myślałem, że mnie wyrzucisz.
- Nie obwiniam Cię, za to, co się stało. Bolało mnie tylko to, że nie przyszedłeś ani razu. Dlaczego czułeś się aż tak źle z powodu tego wypadku?
- Kiedyś Ci opowiem, jeszcze nie teraz, zgoda? To zbyt bolesne - dotknął mojej dłoni.
- Dobrze. Między nami już wszystko jest w porządku - ścisnęłam lekko jego palce.
- Cieszę się. Zabiorę Cię do domu - uruchomił auto.
- Za tydzień w końcu mnie zoperują. Nie mogę się doczekać, mam dosyć tych egipskich ciemności.
- Na pewno wszystko się uda. Wierzę w umiejętności naszych okulistów - gdy tylko mógł trzymał mnie za rękę.


Tydzień minął w mgnieniu oka. Strasznie się bałam. Moja rodzina była ze mną do samego końca, aż wywieźli mnie na salę operacyjną. Chris zrobił mi niespodziankę, zjawił się w fartuchu ochronnym i powiedział, że będzie się wszystkiemu przyglądał. Ucałował mnie czule w czoło. Kamień spadł mi z serca, ale nadal byłam przerażona. Rezultaty operacji mogły być różne. Zawsze coś mogłoby pójść nie tak. Tom zadzwonił tylko na chwilę rano, żeby powiedzieć, że modli się o moje zdrowie. W jego przypadku, było to dziwne. Nigdy się nie modlił. Anestezjolog przeprowadził ze mną krótką rozmowę, poinformował o tym, co się będzie działo i podał substancję usypiającą. Szybko zasnęłam, a operacja się rozpoczęła. Lekarze w pocie czoła pracowali kilka długich godzin. Dopiero w środku nocy, Stevenson powiedział mojej rodzinie, że zabieg poszedł po jego myśli, że nie ma komplikacji, a to czy odzyskałam wzrok okaże się po zdjęciu opatrunków, czyli za jakieś dwa tygodnie. Chris został na korytarzu z nimi, pojawiła się również Heather z Liamem. Wszyscy żyli nadzieją, że Bóg wysłucha ich próśb i odzyskam wzrok. Stringini już mu dziękował, za to, że w ogóle żyję.
Pielęgniarki przewiozły mnie do osobnej sali. Obudziłam się dopiero rano. Słyszałam szept mojej mamy, która mówiła, że wyzdrowieje i że mnie kocha. Słabym głosem odpowiedziałam jej, że też ją kocham. Bandaże okropnie mi przeszkadzały, najchętniej zdjęłabym je już teraz. Musiałam jednak cierpliwie czekać.
Dni dłużyły się w nieskończoność, chociaż Chris bardzo dbał o to żebym nawet przez chwilę nie była sama. Zabierał mnie na spacery, puszczał swoje ulubione piosenki, czytał książkę. Zajmował się mną wyjątkowo troskliwie, a ja z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Był uroczy, inteligentny, uprzejmy, bezinteresowny i miał genialne poczucie humoru. Jednak nadal nie wyjaśnił mi historii z tajemniczą Caroline w roli głównej, co trochę mnie martwiło. Chciałam wiedzieć, na czym stoję, a bałam się, że to, co ukrywa nie wpłynie pozytywnie na naszą relację. Relacja. Jak to dziwnie brzmi. W sumie inaczej nie dało się tego określić, bo nie byliśmy parą. Spotykaliśmy się jak przyjaciele. Bez trzymania się za ręce, bez pocałunków. Zaczynałam myśleć, że po prostu nie jesteśmy sobie pisani i nic z tego nie będzie. A, że przyjaciel z niego wspaniały to nie mam zamiaru z niego rezygnować.
Nareszcie nadszedł TEN dzień. Rodzice pojechali ze mną do szpitala na zdjęcie opatrunków. Nie chciałam im tego mówić, ale panicznie się bałam. Lekarz nie dawał stuprocentowej gwarancji na to, że kiedykolwiek będę widziała. Czułam, że mama jest bardzo zdenerwowana. Tata zapewne jak zwykle miał kamienny wyraz twarzy. Doktor posadził mnie na krześle w swoim gabinecie, tuż przed przystąpieniem do czynności usłyszałam zdyszanego mężczyznę wpadającego do pomieszczenia.
- Przepraszam za spóźnienie, pacjenci. Już jestem - był to Chris, usiadł przy mnie i od razu złapał za rękę.- Będę przy Tobie, bo chcę żebyś mnie pierwszego zobaczyła - słyszałam w jego głosie radość.
- Oby - uśmiechnęłam się niepewnie.
Lekarz zaczął odwiązywać bandaż, cały czas miałam ciemność przed oczami. W miarę odsłaniania moich oczu, dostawałam delikatnych przebłysków światła. Mrużyłam powieki, bo snopy silnego szpitalnego światła raziły mnie mocno.
- Lizzy, widzisz coś? Cokolwiek? Spokojnie, daj sobie chwilę - mówił lekarz.
Usilnie starałam się coś dojrzeć. Rozróżniałam tylko kształty. Jednak… Po chwili te kształty przybierały coraz ostrzejsze formy, aż w końcu patrzyłam prosto w oczy Chrisa i widziałam go. Widziałam! Nareszcie zniknęły egipskie ciemności. I spojrzałam w te przepiękne, błękitne oczy, za którymi tak tęskniłam.
- Lizzy, powiedz coś.. - błagał blondyn.
- Cóż mogę powiedzieć? Wyglądasz jakbyś nie spał kilka nocy - roześmiałam się i przytuliłam do niego mocno, co szybko odwzajemnił.
W pierwszej chwili nie dotarło do niego, co powiedziałam, potem ustąpił mojej rodzinie miejsca. Później pojechałam z nimi do domu. Chrisa wzywały obowiązki. Byłam tak zaabsorbowana tym wszystkim, że szybko poszłam spać.
Kiedy się obudziłam okazało się, że spałam prawie 15 godzin. Było mi to potrzebne. Mój organizm był tak niesamowicie wykończony, że nie było w tym nic dziwnego. Mama przyniosła mi coś do jedzenia, razem z rodzeństwem zagraliśmy w Scrable, nawet Heat i Liam mnie odwiedzili. Zabrakło mi tylko Toma. Owszem byłam na niego zła, ale był moim przyjacielem. Potrzebowałam go. Sięgnęłam, więc po telefon i wykręciłam jego numer.
- Tak słucham - odezwał się po kilku sygnałach.
- Cześć Tom.
- Lizzy? Cześć - wyraźnie się speszył.
- Przyjdź do mnie, chcę pogadać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, musisz odpoczywać - próbował się wykręcić.
- Słuchaj, chcę wyjaśnić to, co się stało. Musimy się spotkać i porozmawiać.
- Dobrze, mogę być za godzinę?
- Jasne, to czekam - uśmiechnęłam się do siebie.
Czekając na niego poprawiłam fryzurę, przebrałam się z pidżamy w coś, w czym mogę mu się pokazać i umyłam zęby. Przyszedł punktualnie, drzwi otworzyła mu moja mama i serdecznie się z nim przywitała. Wszedł na piętro i zajrzał do mojego pokoju.
- Hej. Jestem - zaczął.
- Hej. Chodź, usiądź - poklepałam miejsce na łóżku tuż obok siebie.
- Jak się czujesz? Heather mówiła, że odzyskałaś wzrok. To wspaniale, bardzo się cieszę - miał takie radosne spojrzenie.
- Czuję się zdecydowanie lepiej. Dziękuję. Jeśli chodzi o tamto, w parku.. Źle zrobiłeś okłamując mnie i Chrisa, ale w pewnym sensie Cię rozumiem, więc już się nie gniewam. Znamy się od dziecka. Wiem, jaki jesteś naprawdę. Wydaje Ci się, że coś do mnie czujesz, a w rzeczywistości chcesz jeszcze poszaleć. Kocham Cię, ale jak przyjaciela, brata. Jeśli chcesz żebyśmy się dalej przyjaźnili, musisz to uszanować.
- Rozumiem, że chcesz być z tym doktorkiem?
- Nie. A nawet, jeśli to mam prawo do wyboru i szczęścia.  Jesteś wspaniałym mężczyzną, ale potrzebujesz dziewczyny zdecydowanie innej niż ja. Wierz mi, wiem, co mówię - zaśmiałam się.
- To Ty jesteś wspaniała - przytulił mnie mocno. 
Potem leżeliśmy obok siebie na moim łóżku i patrząc w sufit śmialiśmy się i rozmawialiśmy. On opowiadał o swoich podbojach, o śmiesznych sytuacjach z tym związanych. W pewnym momencie złapał mnie za rękę i odwrócił głowę w moją stronę tak, że nasze nosy się stykały i patrzyliśmy sobie w oczy. Czułam, że dąży do pocałunku. Znowu miałabym to przerywać i tłumaczyć, że nie możemy. Przyjaciele się nie całują. Kiedy to do niego dotrze? Na całe szczęście nic nie musiałam robić. Zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Chris.
- Doktorek, tak? Odbierz - Thom przewrócił teatralnie oczami i usiadł.
- Przepraszam Cię - uśmiechnęłam się pocieszająco i odebrałam.
- Cześć Lizzy. Jak zdrowie?- Usłyszałam jego aksamitny głos.
- Wszystko w porządku, dzięki.
- Chciałbym żebyś do mnie wpadła. Jak będziesz miała ochotę oczywiście. Kolacja, dobry film. Co Ty na to?
- Dzisiaj?- Nie wiedziałam, co powiedzieć ze względu na Toma.
- Najlepiej dzisiaj. Masz już jakieś plany?
- Właściwie to nie - rzekłam po kilku sekundach namysłu.
- Przyjechać po Ciebie za dwie godziny?
- Jasne. To do zobaczenia - ucieszyłam się, ale starałam się też nie okazywać tego przy przyjacielu.
- Pójdę już. Jutro praca i takie tam. Trzymaj się Liz - musnął ustami mój policzek i wyszedł tak szybko, że nic nie zdążyłam powiedzieć.
________________________________________________________________

Witam :)
Na tym blogu również pojawił się ostatni odcinek w tym roku.
Jak co poniedziałek wykonałam swoje zadanie i przedstawiam Wam kolejny rozdział.
Oby ten 2014 rok był dla Was lepszy pod każdym względem :)
Całuję :*

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 8: Raz na zawsze musi zniknąć z mojego życia. Dla mojego dobra.

Prezentacja Chrisa została przyjęta niesamowicie dobrze. Różni profesorowie mu gratulowali i strasznie długo z nim rozmawiali. Stałam gdzieś z boku popijając wodę z cytryną, trzymałam teczkę z jego dokumentami i czekałam, aż blask chwilowej sławy przejdzie na kogoś innego.
W końcu podszedł do mnie, a od przechodzącego kelnera wziął szklankę z jakimś trunkiem i szybko go wypił.
- Nie dość, że nerwy mnie zjadały od środka to jeszcze mam pustynię w ustach - odezwał się po opróżnieniu całej zawartości.
- Ale już możesz odetchnąć. I najwyraźniej Twój występ się spodobał - cieszyłam się z jego sukcesu.
- Wszystko dzięki Tobie. Gdyby nie Twoje uwagi, pewnie wyszłoby o wiele gorzej. Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
- Nie musisz. To był mój obowiązek, jako asystentki.
- Powinienem Ci dziękować, że w ogóle zechciałaś tu przyjechać. Więc wymyśl coś a ja się dostosuje.
- Skoro tak bardzo tego chcesz, to dobrze. Zastanowię się - uśmiechnęłam się.
W tym momencie podszedł do nas mężczyzna w drogim garniturze, na oko po 40tce.
-  Dzień dobry. Sporo czasu minęło od naszej współpracy, ale nadal jesteś świetny w tym, co robisz - zagaił.
- Witam panie Philipie. Cieszę się, że się podobało.
-  Widzę, że przywiozłeś ze sobą również swój skarb - niespodziewanie spojrzał na mnie.- Słyszałem o ślubnych planach. Imiona dla dzieci wybrane?- Uśmiechnął się szeroko.- Caroline, zawsze przepięknie wyglądałaś, ale dzisiaj chyba nie chciałaś przyćmić narzeczonego, prawda?- Skomentował mój strój.
Już miałam ochotę mu coś powiedzieć i zażądać wyjaśnień, ale Chris szybko wziął go na bok. Przez chwilę mu coś tłumaczył, pożegnał się, chwycił mnie w pasie i wyprowadził z sali.
- Możesz mi wyjaśnić, o co mu chodziło? Jaka Caroline? Jaki ślub? Jakie dzieci? Wyraźnie mnie z kimś pomylił.
- Czasem tak ma. Nie roztrząsajmy tego - uciął krótko.
- Obraził mnie. Skrytykował mój strój - wkurzył mnie tym.
- Nie miał złych intencji. Kiedyś zrozumiesz - bez pożegnania zaszył się w swoim pokoju.


Następnego dnia wyjechaliśmy z San Francisco przed godziną dwunastą. Między nami panowała dziwna, napięta atmosfera. Kompletnie nie rozumiałam, co spowodowało u niego taką reakcję. Był milczący i przygnębiony. Prawie się nie odzywał, a i ja nie chciałam burzyć jego spokoju.
W samochodzie spałam jakąś godzinkę. Kiedy się obudziłam on nadal nic nie mówił i słuchał cicho włączonego radia. Jechaliśmy jakąś nudną autostradą, stałą prędkością. Mijały nas różne samochody. Obserwowałam niebezpieczne manewry niektórych kierowców. Zero wyobraźni. Kilka chwil później przekonałam się o tym boleśnie na własnej skórze. Na pasie przeciwnym jechał spokojnie mężczyzna z dwójką dzieci, dogonił go jakiś młody facet swoim Mercedesem i usilnie próbował go wyprzedzić. Zrobił to w końcu, ale na nasze nieszczęście nie zdążył go wyminąć i wrócić na swój pas. Uderzył w nas, chociaż Chris próbował temu zapobiec. Starał się, ale zanim zdążył zastosować jakiś manewr już było po wszystkim.

Nie wiem, co było dalej. Przytomność odzyskałam dopiero w szpitalu. Okazało się, że przywieźli nas do California Hospital Medical Center. Byli przy mnie moi rodzice i rodzeństwo. A na korytarzu czekali Tom, Heather i Liam. Doktor Stevenson zrobił mi wszystkie potrzebne badania i prześwietlenia. Miałam złamaną nogę, mocno stłuczoną rękę, i dosyć poważny uraz głowy. Na szczęście nie musieli mnie wprowadzać w śpiączkę farmakologiczną, ponieważ mój stan, chociaż nie najlepszy, to ustabilizował się. Zgłosiłam także lekarzowi, że mam problem ze wzrokiem. Widziałam słabo albo tylko kształty postaci bądź rzeczy. Okazało się, że może to byś spowodowane niewielkim obrzękiem mózgu lub nawet uszkodzeniem nerwu.
Przeraziło mnie to, bo opiekowałam się nieraz takimi pacjentami i wiem, że to nie wróży dobrze. Według Stevensona Chris czuł się lepiej niż ja, ale dali mu leki przeciwbólowe i zasnął. Miał podobno kilka złamań i szycie głowy. Mieliśmy szczęście, że w ogóle żyjemy.

Na korytarzu moi przyjaciele bardzo się denerwowali, bo lekarz powiedział im tylko, że wyszły kolejne uszkodzenia tym razem wzroku. Tom był dodatkowo wściekły na Chrisa. Obwiniał go za ten wypadek. Gdy tylko dowiedział się, w jakiej sali się znajduje, poszedł do niego. Blondyn obudził się, leki działały jednak nie czuł się na siłach by wstać.
-  Zadowolony z siebie jesteś? Jak nie potrafisz prowadzić to nie zabieraj nikogo ze sobą. Przez Ciebie Lizzy jest w bardzo kiepskim stanie - wyrzucił to z siebie od razu.
- Co z nią? Nie pozwalają mi stąd wyjść, a chciałem do niej pójść - powiedział cicho.
- Jest połamana. Być może straci wzrok. I wszystko przez Ciebie.
- Wzrok? To niemożliwe. Stevenson coś by mi powiedział…- przeraził się.
- Wykryli to przed chwilą. Dobrze Ci radzę. Nie zbliżaj się do Liz. Wystarczająco ją skrzywdziłeś. Nie przychodź do niej, nie pytaj o nią. A kiedy stąd wyjdziesz, nie dzwoń, nie kontaktuj się. Daj jej święty spokój, bo będziesz miał ze mną do czynienia. Będę ją bronił przed Tobą - gdyby nie to, że Chris był w takim stanie Tom na pewno by go uderzył, ledwo się powstrzymywał.
Wyszedł szybkim krokiem żeby zaraz za drzwiami uderzyć pięścią w ścianę. Nigdy nie czuł się tak słaby i bezsilny. Nigdy nie kochał, więc nie wiedział, co ma robić. Blondyn tymczasem leżał bez ruchu, bo bolał go dosłownie każdy kawałeczek ciała. Dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że historia się powtórzyła. Los postawił na jego drodze kogoś nowego, a on znowu zawiódł. Mógł doprowadzić do kolejnej śmierci. Albo ciąży na nim jakaś klątwa albo ma niezłego pecha. Jedno wiedział na pewno. Tom miał rację. Raz na zawsze musi zniknąć z mojego życia. Dla mojego dobra.



Minęły trzy tygodnie. Niestety stan mojego wzroku znacznie się pogorszył. Nie widziałam kompletnie nic. Ciemność. Byłam zrozpaczona, chociaż starałam się tego nie okazywać przy moich bliskich. Mojego samopoczucia nie poprawiał fakt, iż Chris nie pojawił się u mnie ani razu. Kilka dni temu doktor Stevenson wypisał go do domu, a on nawet nie zadzwonił. Nie znałam go zbyt dobrze, nie wiedziałam o nim wszystkiego a mimo to czułam, że go potrzebuję. Lekarz okulista twierdził, że będzie musiał przeprowadzić operację by usunąć zakrzep krwi w okolicy nerwu wzrokowego. Jeśli wszystkie wyniki badań będą optymistyczne i opinie okulistów będą zgodne, po tym zabiegu odzyskam wzrok. Jednak istnieje ryzyko powikłań, a jak na razie wyniki nie pozwalają na jego wykonanie. W takim stanie mogłabym nawet umrzeć. Stevenson na prośbę moich rodziców pozwolił mi wrócić do domu, ale pod warunkiem, że będę leżeć i odpoczywać. Złamania muszą się zrosnąć i ogólnie muszę wrócić do formy.
Leżałam na łóżku w swoim pokoju, z gipsem na nodze i bandażem na głowie. Z laptopa wydobywała się moja ulubiona piosenka Beyonce. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek byłabym w stanie przyzwyczaić się do tej okrutnej, przygnębiającej ciemności. To było okropne. Mój słuch się wyostrzył, przez co słyszałam każdy szmer, nawet najdrobniejszy. Stało się to w końcu irytujące. W pewnym momencie ktoś wszedł do pokoju.
- Cześć Tom - uśmiechnęłam się.
- Cześć. Skąd wiedziałaś, że to ja?- Zdziwił się siadając na moim łóżku.
- Zawsze szurasz nogami jak chodzisz - zaśmiałam się, a on mnie objął.
- No popatrz. Nigdy wcześniej tego nie słyszałaś. Nie jest z Tobą tak źle, kochana. Heath z Liamem wpadną do Ciebie wieczorkiem. A ja przyniosłem Ci Twoje ulubione pomarańcze i czekoladę mleczną - usłyszałam szelest reklamówki.
- Oj dziękuję. Jesteś kochany - ucieszyłam się.
Tom od czasu wypadku bardzo o mnie dbał. Chodził ze mną na badania, opiekował się mną. Mogłam na niego liczyć. Nie to, co Chris. Spytałam o niego tylko raz. Tom się zdenerwował, więc nie mówiłam o nim więcej.
_________________________________________________________________

Witam Was świątecznie nowym odcinkiem :)
Może nie jest długi, ale sytuacja się rozwija.
Jestem ciekawa Waszych opinii.
Tymczasem życzę Wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, miłości, radości, rodzinnych świąt, zero smutku i mnóstwo uśmiechu. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku kochaniutkie ! :*
Całuję <3

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 7: Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, tak szczerze się śmiał.

Następnego dnia obudziło nas ciekawskie słońce zaglądające przez okno do pokoju. Przeciągnęłam się i z powrotem oparłam głowę na ramieniu Toma. Spało mi się spokojnie i wygodnie. Jak za dawnych dziecięcych lat. Na szczęście tak jak mówił nie miał siły żeby cokolwiek zdziałać, więc czułam się bezpiecznie. On też się obudził, ale gdy tylko poruszył głową zasyczał z bólu. Sięgnęłam przez niego po butelkę z wodą i podałam mu ją.
- Oj Lizzy, mój aniele - wydukał i wypił chyba pół butelki za jednym razem.- Tak właściwie, co Ty tu robisz?- Zaczynało do niego docierać, że nie śni.- Chyba nic Ci nie zrobiłem, prawda?- Przestraszył się.
- Nie, nie martw się - pocałowałam go w policzek.- Chciałeś tylko żebym z Tobą została, to wszystko.
- To dobrze. Nie chciałbym Cię skrzywdzić. Nigdy. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką - odłożył butelkę i przytulił mnie do swojego nagiego torsu.
- Wiem, ale muszę już iść. Poradzisz sobie?- Podniosłam się.
- Tak, jasne. Dziękuję Ci - puścił do mnie oczko.
Uśmiechnęłam się tylko i poszłam do łazienki przebrać się w swoje ciuchy, po czym pożegnałam się i poszłam do siebie, kilka domów dalej.
Przespałam się jeszcze parę godzin. Dziś tata odpuścił mi pracę a i w szpitalu nie musiałam być, więc mogłam sobie poleniuchować. Później zjadłam spaghetti zrobione przez mamę, rozmawiałam trochę z rodzeństwem i zamknęłam się w swoim pokoju. Nie spałam już, ale leżałam i przełączałam kanały w telewizji. Nagle usłyszałam przytłumiony dźwięk swojego telefonu. Miałam jednak zagadkę: gdzie on jest? Szłam za melodyjką aż w końcu znalazłam go w przedpokoju. Pospiesznie odebrałam nie patrząc, kto dzwoni.
- Słucham?
- Cześć Lizzy. Chris Stringini z tej strony.
- Cześć. Jak się czujesz?
- Dobrze. Za to Tom chyba ma niezłego kaca, co?
- Można tak to ująć. Zajęłam się nim i będzie dochodził powoli do siebie.
- Spotkamy się dzisiaj?
- Masz jakiś plan?
- Mecz koszykówki.
- Sprytne. Chętnie z Tobą pójdę, o której?
- Wpadnę po Ciebie o 17, pasuje Ci?
- Jasne. To do zobaczenia.
- Na razie.
Wróciłam do swojego pokoju, a żołądku czułam dziwne łaskotanie. Z twarzy nie schodził mi uśmiech. Co to ma znaczyć? Elizabeth Sophie Wilson, w tej chwili się uspokój. To tylko mecz koszykówki. Nie mówił przecież nic o randce. Pomimo usilnych prób uspokojenia swojego żołądka, nie mogłam przestać myśleć o Chrisie. Ciekawe czy on też o mnie myśli. Nigdy nic nie wiadomo. Czas na kąpiel. Nie mogę się spóźnić.

Minęły dwa tygodnie. Mecz był jak najbardziej udany, a ja i Chris widywaliśmy się częściej. Nie wiem, co on czuł, ale ja się chyba zakochałam. Sama nie wiem. Na myśl o nim uśmiechałam się do siebie, a kiedy go widziałam, miałam ochotę przytulić się do niego. Tego dnia w szpitalu było sporo pracy, spotkałam go dopiero przy wyjściu.
- Hej Liz - przywitał się.- Mam pytanie.
- Hej, o co chodzi?
- W ten weekend mam ważne sympozjum w San Francisco, ordynator polecił żebym wziął ze sobą asystentkę, a że jej nie mam to pomyślałem, że mogłabyś mi towarzyszyć, jeśli masz ochotę.
Wyjazd z nim? Marzenie.
- W sumie, tata poradzi sobie beze mnie, więc chyba mogę jechać - z trudem powstrzymywałam wybuch radości.
- Świetnie. Jedziemy moim autem, w piątek rano. Podjadę do Ciebie o siódmej, ok.?
- Ok. To do piątku- wyszedł szybko.
Jutro miał mieć wolne, aby przygotować się do sympozjum. Byłam taka podekscytowana. Wspólny wyjazd. Wiele może się wydarzyć, ale muszę trzymać klasę. Nie mogę mu nic powiedzieć, chyba, że sam wyzna, że coś do mnie czuje. Na razie, jest moim dobrym kolegą i tego się trzymam.
Po powrocie do domu, wzięłam prysznic i wybrałam się na krótki spacer z Heather. Opowiedziałam jej o wszystkim a ona jak zwykle sobie żartowała.
- Musisz uważać, na takich sympozjach to nie wiadomo, co się dzieje. Przy recepcji okaże się, że macie ten sam pokój, o czym on oczywiście nie wiedział, a potem jedno łóżko i romans gotowy.
- Przestań. Ty wszędzie widzisz okazję do podrywu - uspokajałam ją.- To podróż służbowa.
- No, ale wziął akurat Ciebie. Nie ma pielęgniarek? Pełno ich tam. Coś musi w tym być. Mówię Ci. Na imprezie nie spuszczał Cię z oka - snuła teorie spiskowe.
- Heath, on momentami tak dziwnie się zachowuje, że nie potrafię go rozszyfrować. Czasem patrzy na mnie tak jakby patrzył na zupełnie inną osobę. Ma takie nieprzytomne spojrzenie. Dopóki nie dowiem się, o co chodzi, nie będę spokojna – podzieliłam się z nią swoimi wątpliwościami.
- Nie wygląda na psychola, ale bądź czujna.


Piątek rano. Bardzo łatwo wstawało mi się tego dnia. Byłam już spakowana. Zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic. Ubrałam się w wygodne jeansy, koszulkę na ramiączkach i luźny beżowy sweterek. Włosy miałam już naturalnie pokręcone, przeczesałam je tylko trochę i byłam zadowolona z efektu. Zabrałam niewielką torbę i wyszłam przed dom. Po kilku minutach Chris podjechał swoim drogim autem pod płot mojego domu, zatrzymał się i wysiadł.
- Cześć. Wyspana?- Uśmiechnął się i delikatnie pocałował mnie w policzek na powitanie.
- Cześć. Nie, ale liczę na to, że jeździsz na tyle spokojnie żebym mogła się zdrzemnąć- śmiejąc się pokazałam mu swojego jaśka.
- Jeśli zaśniesz podczas jazdy ze mną, będzie to równoznaczne z tym, że mi ufasz. Tak słyszałem - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Zobaczymy - mrugnęłam do niego, oddając mu swój bagaż i wsiadłam.
Zapakował moją torbę, zajął miejsce za kółkiem i ruszyliśmy. Był taki uroczy. Włosy miał potargane, wyglądał na zmęczonego. Bardzo skupiał się na drodze i sprawiał wrażenie zmartwionego. No cóż, chyba mu ufałam, bo dość szybko zasnęłam opierając głowę o jaśka. Całe szczęście, że nie chrapię.
Nie wiem ile czasu jechaliśmy, bo Chris obudził mnie już na miejscu. Wysiadłam i rozejrzałam się. Byliśmy chyba w centrum San Francisco. To miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Hotel znajdował się po drugiej stronie ulicy, więc udaliśmy się tam. W holu było tłoczno i dosyć głośno. Zameldowaliśmy się. Dostaliśmy pokoje obok siebie. Windą pojechaliśmy na piąte piętro budynku. On wszedł do siebie a ja zniknęłam za drzwiami swojego apartamentu. Pokój był luksusowy. Miałam niewielki przedsionek z dużym lustrem, szafą, stolikiem, dwoma krzesłami i barkiem. Przez okno wpadało mnóstwo słońca. Weszłam do drugiego pomieszczenia, w którym znajdowało się sporych rozmiarów łóżko w baldachimem, szafka nocna, toaletka, telewizor, po lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi, na pewno łazienka. Weszłam tam i zamarłam. Wielka wanna z hydromasażem tylko dla mnie. Cudownie. Rozpakowałam się i wyszłam na nieduży balkon, na który wychodziło się z sypialni. Przymknęłam oczy, oparłam się rękoma o barierkę i wzięłam głęboki wdech.
- Pięknie tu, prawda?- Usłyszałam głos blondyna. Rozejrzałam się i okazało się, że jego balkon jest tuż obok mojego. Super.
- Jak najbardziej.
- Zgłodniałaś? Może pójdziemy się przejść po centrum i zjemy jakiś lunch?- Zaproponował.
- Jasne. Za godzinę na dole?
- Do zobaczenia- Uśmiechnął się szeroko i zniknął we wnętrzu pokoju.
Wzięłam odświeżający prysznic, ułożyłam włosy, nałożyłam delikatny dzienny makijaż, przebrałam się i zjechałam windą na parter. Chris już tam czekał ubrany w niebieską koszulkę polo i jeansy. Nie mogłam pozbyć się wesołego wyrazu twarzy. Jego widok sprawiał mi radość. Miałam nadzieję, że on też tak czuje.
Przeszliśmy się do pobliskiej knajpki, polecanej przez obsługę hotelu. Rozmawialiśmy na luzie, również o prezentacji. Następnego dnia rano miał wygłosić swój referat. Moim zadaniem było sprawdzić wszystkie pomocne notatki i poukładać je tak, żeby nie musiał się dodatkowo stresować. W końcu jestem jego asystentką. Zjedliśmy dwa dania i deser, bo umieraliśmy z głodu. W drodze powrotnej obejrzeliśmy uliczny występ tancerza i rapera. Oboje rozluźniliśmy się i podrygiwaliśmy w rytm muzyki. Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, tak szczerze się śmiał. Cieszyłam się, że nastąpiło to właśnie przy mnie. Chociaż mogło to dla niego nic nie znaczyć. Dla mnie było ważne.
Powolnym spacerkiem wróciliśmy do hotelu, zatrzymaliśmy się pod drzwiami mojego pokoju, jeszcze parę minut rozmawialiśmy. W końcu jednak urwałam temat, grzecznie się pożegnałam i zniknęłam za drzwiami. Byłam niesamowicie zmęczona. Jedyne, o czym marzyłam w tej chwili to wygodne łóżko i spokojny sen.
_________________________________________________________________

Hejka :)
Rozdział krótszy, bo przejściowy, ale i tak jestem ciekawa czy Wam się spodoba. Nie jest on może najciekawszy na świecie, ale coś w nim chyba jest.
Dziękuję za komentarze :)
Całuję :*

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 6: Różnych szczegółów człowiek się dopatrzy, gdy przygląda się drugiej osobie.

Od pocałunku z Thomasem minął miesiąc. Byliśmy już na paru wspólnych imprezach i jedyne, co zauważyłam to to, że już tak mocno nie zależy mu na poderwaniu tysiąca dziewczyn. Może ma gorszy okres. Z nim nigdy nie wiadomo. Dziś po raz kolejny, na przerwie w szpitalu poszłam do Trinity Park, zjeść hot doga i posiedzieć te parę minut w słońcu na ławce. Często spotykałam tu Chrisa, który również wpadał tu na przerwy. Dziś nie było inaczej. Kupił sobie coś do jedzenia i przysiadł się do mnie. Dużo rozmawialiśmy. Polubiłam to. Dobrze się rozumieliśmy, mieliśmy podobne poczucie humoru. On proponował, że zabierze mnie kiedyś na mecz koszykówki, a ja, że zrewanżuje się wyjazdem do stadniny. Wszystko było takie niezobowiązujące i lekkie. Zauważyłam, że kiedy się stresuje, pociera palcem wskazującym czubek nosa. Różnych szczegółów człowiek się dopatrzy, gdy przygląda się drugiej osobie. On z kolei na pewno zaobserwował, że kiedy ja się denerwuję, kręcę kosmyk włosów na palcu. No i ta jego obrączka. Tego nie da się nie zauważyć. Pod koniec przerwy, gdy wracaliśmy już do szpitala zaskoczył mnie swoją propozycją.
- Słuchaj, pomyślałem, że może miałabyś ochotę wybrać się ze mną na kolację dziś wieczorem?- To było szokujące. Czy to ma być randka? A żona?
- Wiesz, chętnie, ale akurat idę ze znajomymi do klubu.- Musiałam odmówić.
- No, jeżeli tak, to innym razem po prostu.
- Chyba, że masz ochotę na małą imprezę?- Starałam się zauroczyć go swoim uśmiechem tak żeby się zgodził. Impreza to nic złego prawda?
- A nie będę przeszkadzał?
- Jasne, że nie. Myślę, że to będzie fajna okazja żeby zobaczyć jak nasz pan doktor tańczy.- Poniekąd wyzwałam go na pojedynek.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to będę. Gdzie i o której?- Zgodził się.
- Haute o 21. Wiesz gdzie to?
- Wiem. W takim razie, do zobaczenia.- Kiwnął ręką i odszedł w swoim kierunku.

W szpitalu skończyłam dziś trochę wcześniej i umówiłam się z Heather w swoim domu. Gdy przyszłam mama poinformowała mnie, że od 15 minut siedzi w moim pokoju.
- Cześć mała.- Przywitałam się.
- No hej. To, co ubierasz?- Dopiero teraz spostrzegłam, że wywaliła z szafy większość moich ciuchów.
- Huragan tędy przeszedł?- Rozejrzałam się.
- Tak. Huragan Heather.- Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać.
Ona była już gotowa, więc zajęła się mną. Zrobiła mi imprezowy makijaż, lekko podkręciła włosy i wybrała błękitną sukienkę z dekoltem ozdobionym srebrnymi nitkami i kamyczkami. Wiszące kolczyki, pasujący do tego wisiorek, szpilki i gotowe.
- A właśnie, zapomniałam Ci powiedzieć. Zaprosiłam Chrisa.- Przypomniało mi się.
- Tego doktorka?
- No tak. Chciał mnie zabrać na kolację, to zaproponowałam żeby poszedł z nami. W sumie nosi obrączkę a nigdy nie widziałam jego żony. Dziwne nie?- Zamyśliłam się.
- Oj nie myśl tyle tylko chodź, bo Liam i Tom już pewnie na nas czekają przed domem.- Pociągnęła mnie za sobą.
Faktycznie obaj stali już pod bramą, niesamowicie odstawieni. Poinformowałam ich, że przyjdzie też mój znajomy ze szpitala, co wyraźnie nie spodobało się Thomasowi, który nie lubi konkurencji. Odpuściłam sobie jakikolwiek komentarz i ruszyliśmy do klubu. Na miejscu spotkaliśmy Chrisa. Zrobił na mnie dobre wrażenie, bo naprawdę świetnie wyglądał. Miał na sobie biały podkoszulek, ciemną koszulę i lekko przetarte jeansy. Prawdziwa mężczyzna. I w dodatku, zabrakło obrączki. Nadal nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. No trudno. Trzeba się przywitać. Przedstawiłam mu Heather, Toma i Liama, po czym weszliśmy do środka, zajęliśmy stolik i zamówiliśmy drinki.
- Cieszę się, że przyszedłeś.- Zwróciłam się do Chrisa.
- Obiecałem, więc jestem.- Puścił mi oczko.
To zaskakujące, ale z każdą chwilą coraz bardziej mi się podobał. Heath szybko nas opuściła, by zatańczyć z jakimś mięśniakiem, Liam też zniknął w tłumie z jakąś dziewczyną, a przy stoliku zrobiło się niezręcznie. Liczyłam na to, że doktorek poprosi mnie do tańca, ale nadal siedział i sączył drinka. Na moje nieszczęście tą okazję wykorzystał Tommy. Nie wypadało odmówić, więc przeprosiłam Chrisa i poszłam na parkiet. Muszę przyznać, że Tom świetnie się ruszał. Na ogół stał za mną, trzymał dłonie na moich biodrach i kołysaliśmy w rytm muzyki.  W pewnym momencie odwrócił mnie energicznie do siebie.
- Po co go tu zaprosiłaś?
- A co? Przeszkadza Ci? Znamy się ze szpitala, pomógł Emmie, jest miły, więc pomyślałam, że fajnie by było bliżej go poznać.- Wyjaśniłam rzeczowo.
- A nie przypadkiem po to by zrobić mi na złość?
- Tobie? Nie. Jesteś zazdrosny?- Domyśliłam się, o co mu chodzi.
- Być może jestem.- Znów niebezpiecznie zbliżył się do moich ust.
- Muszę się czegoś napić.- Uciekłam do stolika najszybciej jak mogłam.
Chris chyba wszystko widział, bo przyglądał mi się z dziwną miną.
- Twój chłopak?- Spytał wprost.
- Chciałby.- Prychnęłam pod nosem.
- Słucham?
- To znaczy chciałam powiedzieć, że Tom jest moim przyjacielem, ale chyba chciałby być kimś więcej. To tyle.- Upiłam znaczny łyk swojego drinka.
- Jeśli byłby zbyt nachalny to powiedz.- Zaoferował się.
- Dziękuję, ale nie będzie takiej potrzeby.
- To może teraz ja porwę Cię do tańca.- Z głośników dało się słyszeć rytmy Latino.
- Jasne.- Podałam mu rękę i poszliśmy tańczyć.
Miał genialne poczucie rytmu i bardzo dobre prowadzenie. Czułam się tak jak każda kobieta powinna się czuć w tańcu z partnerem. Widać, że lubił ten kawałek. Bawiliśmy się świetnie, potem jeszcze zamówiliśmy kolejne drinki i roześmiani wróciliśmy do stolika. Heat, Liam i Tom już tam byli.
Wieczór upływał nam bez komplikacji. Thomas chyba ochłonął a Chris doskonale wpasował się w towarzystwo. Jednak pod koniec imprezy mój adorator tak się upił, że nie byłam w stanie się od niego opędzić. Doktorek obserwował nas na spokojnie, ale był w stanie w każdej chwili wkroczyć do akcji. Liam kilkukrotnie usiłował go poskromić, ale on cały czas mnie obejmował i całował po ramieniu. Nie było to nic niestosownego, więc darowałam sobie jakąkolwiek reakcje i udawałam, że wszystko jest ok.
Później Liam wyszedł z Heather a Chris odprowadził mnie i Toma do jego domu.
- Lizzy, zostań ze mną. Okropnie się czuję..- Wybełkotał ledwo stojąc na nogach.
- Nie. Położę Cię tylko i wracam do siebie.- Próbowałam być stanowcza.
- Proszę Cię..- Spojrzał na mnie tym zamglonym wzrokiem.
Zgodziłam się. Nie chciałam zostawiać go samego.
- Dziękuję Chris, że nas odprowadziłeś. Zostanę z nim.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł Liz.- Zaniepokoił się.
- Bez obaw, znamy się od dziecka. Jestem bezpieczna.- Uśmiechnęłam się i zbliżyłam się do niego.
- W takim razie dziękuję za wspaniały wieczór. Dobranoc.- Kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, po czym pocałowałam go w policzek i otworzyłam bramkę, by wejść na podwórko Thomasa.
Mieszkał tu sam, jego rodzice wyjechali na stałe do Denver i tak już zostało. Z kieszeni jego spodnie wyjęłam klucze i dostaliśmy się do środka. Pomogłam mu wejść po schodach na piętro do jego pokoju. Tuż przy łóżku puściłam go na chwilę, a on runął na nie jak kłoda. Musiało boleć. Rozebrałam go do bokserek i chciałam go przykryć kocem, a ten bełkocząc coś pod nosem przyciągnął mnie do siebie.
- Położysz się ze mną?
- Nie Tom. Nie ma mowy.
- Przecież nic Ci nie zrobię i tak nie byłbym w stanie. Bez Ciebie nie zasnę.
Zrobiło mi się go żal. Zeszłam na dół do kuchni po dużą butelkę wody i szklankę. Kiedy rano się obudzi będzie miał wielkiego kaca, więc woda się przyda. Z jego szafy wyciągnęłam jedną z jego koszulek i krótkie spodenki, w łazience się przebrałam i położyłam się przy nim.
- Tak lepiej?- Patrzyłam na niego głaszcząc go po włosach.
- Zdecydowanie. Dziękuję Lizzy.- Objął mnie i przytulił do siebie.
Zaśmiałam się w duchu. Za dnia macho, w nocy pieszczoch. Myślałam, że już zasnął a on znowu usiłował coś powiedzieć.
- Nic już nie mów, śpij.
- Ale Liz..
- Tak?
- Kocham Cię, wiesz?
- Tak, wiem. Ja Ciebie też.- Mówiłam prawdę, kochałam go na swój sposób, jak prawdziwego przyjaciela.
- Teraz mogę spać spokojnie.- Wydusił jeszcze i zamknął oczy.
_________________________________________________________________


Witajcie. Dosyć krótko i nie wiem czy ciekawie, ale ocenę zostawiam Wam. Serdecznie dziękuję za komentarze. Każdy jest dla mnie równie ważny. Chciałam Was również poinformować, że projekt o One Direction, o którym wspominałam doczekał się publikacji, dzięki Tess :*
Możecie przeczytać już prolog na www.gotta-be-you-darling.blogspot.com
Gorąco zapraszam.
Czekam też na pytania do bohaterów, które można zostawiać w zakładce.
Do następnego :*

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 5:" - Szesnastolatka z predyspozycjami do wyschnięcia na wiór "

Mój dzień zaczyna się o szóstej rano. Powolnym ruchem ręki trąciłam dzwoniący w pobliżu budzik, aby się wyłączył. Słyszałam jak tata krząta się już po kuchni, więc postanowiłam wstać. W swojej ulubionej pidżamie, puchatych kapciach i potarganych włosach, zeszłam na dół.
- Cześć Lizzy - ojciec przywitał mnie talerzem gorącej i pachnącej jajecznicy na boczku.
- Cześć tato. Jesteś boski, dziękuję - uśmiechnęłam się, całując go w policzek.
Zjedliśmy śniadanie, po czym po kolei przygotowaliśmy się do wyjścia. Pracuję z tatą w jego firmie. Każdego dnia, oprócz niedzieli, jeździmy tam na godzinę ósmą. Obowiązki są różne. Najczęściej przyjmuje klientów. W sumie to poniekąd odpowiadam za kontakt z nimi, bo tacie zdarza się zapominać o wielu sprawach. Spełniam rolę jego przypominajki. Po 14 kończę mu pomagać i jadę na godzinę do domu. Mama nigdy nie pozwala nam pominąć domowego obiadu. Ok. 16 jestem już w California Hospital Medical Center, gdzie jestem wolontariuszką. Znajomi dziwią mi się, że wolę wolny czas spędzać z chorymi, nic za to nie dostając. Już tak mam. Inaczej nie umiem. Przynoszę pacjentom posiłki, poprawiam pościel, czasem siedzę i rozmawiam. Lubią mnie tam. Codziennie jestem na innym oddziale, ale nigdy o nikim nie zapominam. Wyszłam właśnie od dzieci z onkologii. Z nimi przebywam najdłużej. Niektóre z nich są niesamowicie pozytywne. Uczę się tego od nich.
Kilka razy dziennie mijam na korytarzu lekarza, który badał moją siostrę Emmę. Jestem zaniepokojona za każdym razem, kiedy na mnie spojrzy. Zachowuje się jak uciekinier z szpitala psychiatrycznego. Wpatruje się we mnie tym swoim dziwnym spojrzeniem i nic nie mówi. Staram się go unikać, ale jak na złość zawsze na niego trafiam. Kompletnie nie rozumiem, co mu jest, a boję się zapytać.
Tego dnia chyba zebrał się na odwagę i zaczepił mnie.
- Panno Wilson.. Moglibyśmy zamienić ze sobą kilka słów?
- W sprawie pacjentów?- Spytałam oficjalnie.
- Nie. Chciałem tylko wyjaśnić moje ostatnie zachowanie - był wyraźnie zażenowany.
- Proszę wyjaśniać, słucham - nie chciałam znowu być z nim sam na sam.
Odsunął mnie na bok i usiedliśmy na krzesłach. Przez chwilę znowu mi się przyglądał, po czym zaczął mówić.
- Bardzo Panią przepraszam. Nie chciałem Pani przestraszyć…- zaczął i widać było, że ostrożnie wybiera słowa.
- Chwilka. Było lepiej, kiedy mówiłeś do mnie po imieniu. Eliza - przełamałam barierę.
- Chris - trochę mu ulżyło, rozluźnił się. - Więc chodzi o to, że bardzo przypominasz mi pewną osobę. Jesteś jej wierną kopią i to mnie tak uderzyło.
- Ale zachowywałeś się tak jakbyś zobaczył ducha - nie do końca go rozumiałam.
- No tak, bo.. Caroline zginęła pół roku temu - sama poczułam jego ból, gdy to mówił.
- Przykro mi - odpowiedziałam szczerze.- Teraz już wszystko rozumiem. Nie musisz już nic więcej mówić. Zapomnijmy o tej całej sytuacji. Właściwie to jestem Twoją dłużniczką - zaśmiałam się delikatnie.
- Dłużniczką?
- Szesnastolatka z predyspozycjami do wyschnięcia na wiór - przypomniałam mu przypadek mojej siostry.
- Aaa. Emma, tak?- Chwilę zajęło mu skojarzenie faktów.
- Tak. Od dawna z nią o tym rozmawiałam. Zero rezultatów. Jedna rozmowa z lekarzem i problem rozwiązany.
- No czasem potrzeba opinii kogoś z zewnątrz - przyznał.- Cieszę się, że pomogłem.
- Tak, więc jeśli kiedykolwiek będę mogła Ci w czymś pomóc, daj znać - puściłam mu oczko.- Muszę lecieć. Na razie - posłałam mu swój szeroki uśmiech i odeszłam.
Kiedy wszystko wyjaśnił wydał się jakiś taki bardziej sympatyczny. No fakt. Jako psychol z szaleństwem w oczach nie wzbudzał zaufania.
Wolontariatem zajmowałam się do godziny 20. Potem, jeśli nie jestem zmęczona umawiam się z Heather, Tomem i Liamem do pubu a czasem idziemy też potańczyć. Dziś jednak nie miałam czasu jechać do domu i się przebierać, więc od razu pojechałam do Copa d’ Oro w Santa Monica. Tam zawsze się spotykamy. Kilka drinków i do domu.
Na miejsce dotarłam o 21. Heat siedziała przy barze podrywając jakiegoś faceta na swój olśniewający uśmiech, Liam natomiast siedział przy stoliku i kipiał z zazdrości, bo od dłuższego czasu wręcz szalał za naszą blond przyjaciółką.
- Hej. A gdzie Tom? Zawsze był pierwszy - pocałowałam przyjaciela w policzek.
- Tom? Pewnie znowu pokazuje swoje mięśnie jakimś laskom. Jak to on - roześmiał się.
No tak. Nasza paczka była skrajnie różna. Byliśmy jak cztery różne żywioły. Ja byłam ta rozsądna Ziemia, Heather nieprzewidywalna woda, Liam czasem spokojny czasem nerwowy wiatr, a Tom.. No cóż on był ogniem w tej mieszance. Ogniem namiętności i testosteronu. Podrywał wszystkie dziewczyny, które wpadły mu w oko. Był jak lew na polowaniu. Nic, więc dziwnego, że jakaś zdobycz mogła go zatrzymać. Heath wróciła do nas po kilku minutach, przywitała się wesoło, ale widziałam po niej, że nie była usatysfakcjonowana flirtem. Zziajany Thomas dotarł do nas dopiero po godzinie. Delikatnie ucałował w policzek naszą blondyneczkę, przybił piątkę z Liamem i schylił się by przywitać się ze mną. Ewidentnie celował w inne miejsce niż u Heat, ale sprytnie tego uniknęłam. Podrywa mnie odkąd się znamy, co nie przeszkadza mu w obcowaniu z innymi. I właśnie, dlatego nigdy nie będę jego kolejną zdobyczą. Przesadnie epatował swoją pewnością siebie. Ale przyjacielem był dobrym, zawsze mogłam na niego liczyć. Usiadł tuż obok mnie i zamówił swój Manhattan, czyli wymieszane whisky, wermut i angostura.
Heather piła Sex on the Beach, Liam Cuba Libre, a ja Cosmopolitan. Standardowy zestaw na każdą okazję.
-
Kiedy wybieramy się na jakieś tańce?- Zagadnęła Heather.
- Może w ten weekend? Nie mam nic do roboty - zaproponował Liam.
- Jestem, za, ale czy nasza wiecznie zajęta Lizzy znajdzie czas?- Tom odgryzł się za przywitanie.
- A zdziwisz się, bo bardzo chętnie wyskoczę z Wami w piątek. Pasuje?- Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Świetnie. Może tym razem zaliczymy Haute? Niedawno otworzyli i chodzą tam nieźli faceci - podekscytowała się blondynka.
Wszyscy jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem, bo ona zawsze myślała tylko o jednym. Zgodziliśmy się również, że piątek wieczór będziemy bawili się właśnie w tym klubie. Przez większość wieczoru Thomas usiłował mnie sobą oczarować. Musiałam odetchnąć od jego nachalnych zalotów, więc zabrałam Heath do łazienki.
- Nie wiem, czego chcesz od naszego lowelasa. Przecież niczego mu nie brakuje - zaczęła swój wywód.
- Owszem. Jest przystojny, świetnie zbudowany, ma dobre serce. Ale niestety nawet Ty przyznałaś przed chwileczką coś bardzo ważnego. Jest kobieciarzem. Na każdym kroku musiałabym pilnować żeby nie podrywał kogoś innego. Poza tym on nie szuka stałego związku - poprawiałam włosy, patrząc w lustro.
- Oj przesadzasz. Mogłabyś się z nim zabawić i tyle.
- Tak mnie namawiasz, a sama nie zwracasz uwagi na Liama. Jest w Ciebie zapatrzony jak w obrazek.
- Przestań. Nie wiem jeszcze czy jest w moim typie. On jest taki.. - usiłowała znaleźć w umyśle odpowiednie słowo.
- Taki odpowiedzialny?- Zaśmiałam się z niedowierzaniem.- Ci wszyscy, których próbujesz poderwać prędzej czy później odejdą, a Liam będzie zawsze przy Tobie. Przemyśl to dobrze - objęłam przyjaciółkę ramieniem.
- Oj Liz, Ty i te Twoje mądre gadki - uroczo się roześmiała.
- Idź do nich, ja muszę jeszcze zadzwonić do domu - puściłam ją do chłopaków.
Przez około dwie minuty rozmawiałam z tatą, wyjaśniając, że niedługo będę, po czym rozłączyłam się i pchnęłam drzwi by wyjść. Cóż za zdziwienie. Wpadłam prosto w ramiona Toma.
- Ooo. Widzisz. Mówiłem, że ciągnie nas do siebie - chwycił mnie mocniej w pasie.
- Zaraz przyciągniesz moją pięść do swojej twarzy, jeśli mnie nie puścisz. Nie będę Twoją kolejną zdobyczą. Dałbyś już sobie spokój - zaczynał mnie irytować.
- Nawet nie dałaś mi szansy - zrobił minę czteroletniego chłopca, który nie dostał obiecanego cukierka, czym mnie rozbawił.
- Oj Tommy. Nie za dużo wymagasz od życia? Świetnie wyglądasz, na brak kasy nie narzekasz, kobiety Cię uwielbiają. Po co Ci ja?
- A bo widzisz. Ty jesteś wyjątkowa - powiedział całkiem poważnie.
Patrzyłam w te jego piwne, hipnotyzujące oczy i zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie mogłam się, co do niego przełamać. Znamy się od ósmego roku życia. Traktowałam go bardziej jak brata. Nie wiem ile czasu patrzyliśmy tak na siebie, ale chyba wystarczająco długo skoro odważył się musnąć moje usta, a ja z jakiegoś powodu nie zaprotestowałam. Całowaliśmy się dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że on chciał jeszcze, więc żeby go nie urazić zakończyłam to delikatnym cmoknięciem.
- Masz, co chciałeś i nie truj więcej - próbowałam zażartować, ale nie wiem czy mi wyszło.
Chociaż właściwie dostał, co chciał. Taka była prawda. Zostawiłam go i wróciłam do stolika. Byłam trochę nieobecna, ale Liam od razu ściągnął mnie na ziemię. Tom odprowadzi Heather do domu, a ja Ciebie, ok.?- Spytał.
- Jasne. Może być - odpowiedziałam szybko.
- To my lecimy a Ty czekaj, wiedźmo - szatyn uwielbiał przekomarzać się z Heath.
- Leć wredoto - śmiała się.
Pożegnaliśmy się z nią i nie czekając na Toma opuściliśmy lokal.
- Co zrobił?- Zapytał Lee, kiedy odeszliśmy parę metrów.
- Skąd wiesz, że ktoś coś zrobił?
- Wydedukowałem - uniósł jedną brew.
- No dobrze mój detektywie. Tommy mnie pocałował.
- A Ty?
-A ja nic. Poddałam mu się. Nie wiem, dlaczego.
- W końcu podziałał na Ciebie jego czar. Zdarza się - objął mnie ramieniem.- Nie martw się. Może teraz się od Ciebie odczepi i będziecie mogli być normalnymi przyjaciółmi.
- Może masz rację i niepotrzebnie się tym przejmuję. Jutro znajdzie sobie nową dziewczynę i po sprawie - uśmiechnęłam się.- Jesteś nieoceniony, wiesz?
- Tak wiem - wypiął dumnie pierś.
- Uwielbiam Cię. Jesteś jak mój drugi brat - wtuliłam się w niego bardziej.- A z Heather wszystko się ułoży, sam zobaczysz.
Do końca drogi już nic nie mówił. Pod moim domem, ucałował mnie w policzek i poszedł do siebie.
Po cichu weszłam do przedpokoju, zdjęłam buty i weszłam na górę do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi, przebrałam się i położyłam na łóżku, mając przed oczami Toma, a na ustach smak jego ust.
_________________________________________________________________

Witajcie ponownie :)
Czas abyście poznały Elizabeth trochę bliżej. Dziękuję za opinie w postaci komentarzy. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej.
Co do historii na temat 1D, mam zamiar ją opublikować w niedługim czasie, ale musicie cierpliwie poczekać.
Pamiętajcie, każdy Wasz komentarz się dla mnie liczy, więc komentujcie :)
Pozdrawiam i całuję :*