wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 3: Czyżby Bóg chciał go ukarać za zuchwałość?

Christoph zaparkował auto w pobliżu kawiarni i wszedł do niej. Przywitał się z przyszłym teściem i narzeczoną, po czym usiadł koło nich. Chwilę rozmawiali, potem Michael zapłacił i zostawił ich samych.
- To, co, kochanie? Jedziemy? Nie chcę żeby Abigail musiała czekać - wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Jasne. Masz rację – również wstała, podała mu swoją dłoń i wyszli.
- No a teraz jedźmy planować nasze wspólne życie - uśmiechnął się się- Kocham Cię- pocałował ją soczyście.
- Ja Ciebie też.
Wsiedli do auta i odjechali. Musieli się udać za miasto, do willi Abigail. Byli w świetnych nastrojach. Śmiali się, żartowali. Rozmawiali o podróży poślubnej, a Chris wciąż przypominał jej by zapięła pasy.
Nie zdążyła. Na skrzyżowaniu, z prawej strony wyjechało rozpędzone BMW. Chris próbował zapobiec zderzeniu jednak nie udało mu się. Czarne auto uderzyło z wielką siłą prosto w bok samochodu blondyna, które zostało odrzucone na kilka metrów i zatrzymało się dopiero na słupie. Oboje byli nieprzytomni do momentu przyjazdu karetki i policji. Funkcjonariusze zabrali kierowcę drugiego wozu na komisariat, po pobieżnym badaniu przez sanitariuszy. Chrisa ostrożnie wyciągnęli z wraku. Gdy tylko odzyskał świadomość zaczął pytać o narzeczoną. Jeden z mężczyzn powiedział mu, że wyleciała z impetem przez przednią szybę i, że inny sanitariusz nad nią czuwa. Blondyn uparł się, że musi jechać w tej samej karetce, co ona. Usztywnili mu nogę, kark i obojczyk. Posadzili obok leżącej już Caroline. Patrzył na nią i widział jak słabnie. Uparcie trzymał ją za rękę. Mówił do niej, chociaż sam był ledwo przytomny. Oczy zaszły mu łzami. Prosił, wręcz błagał żeby nie odchodziła, nie zostawiała go samego.
- Caroline, skarbie. Jesteś silna. Wiem, że z tego wyjdziesz. Przecież czeka nas piękna przyszłość. Musimy wziąć ślub. Tak bardzo chciałem żebyś była moją żoną. Tak mocno Cię kocham..- pierwszy raz tak płakał, bał się, że straci ją na zawsze.
A jeszcze przed chwilą był pewien, że nic ich nie rozdzieli. Czyżby Bóg chciał go ukarać za zuchwałość?

Nie mógł uwierzyć, że jej nie uratowali. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jej serce przestało bić. Umarła, a wraz z nią cząstka jego duszy. W szpitalu długo nie pozwalał jej zabrać. Przytulał się do jej nieruchomego ciała, choć sam potrzebował natychmiastowej opieki lekarskiej. Milczał i płakał. Czuł jak jego serce pęka na miliony maleńkich kawałków. Był załamany, zły, sfrustrowany. Chciał żeby to wszystko okazało się tylko złym snem, z którego zaraz się obudzi i zobaczy jej uśmiechniętą twarz i iskierki w oczach. Jednak rzeczywistość szybko sprowadziła go na ziemię. Zjawili się rodzice Caroline. Oboje zrozpaczeni po stracie jedynej, ukochanej córki. I wściekli na niego. Twierdzili, bowiem, że zabił im dziecko. Tak bardzo wbili mu to do głowy, że w to uwierzył. Wmówił sobie, że będzie od teraz żył z poczuciem winy, które nigdy nie pozwoli mu pokochać nikogo innego.
Kiedy lekarze w końcu zabrali go do gabinetu zabiegowego, wydawał się być nieobecny. Zrobili mu wszystkie niezbędne badania i prześwietlenia. Doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu, złamania lewej nogi w wielu miejscach, złamania obojczyka i pęknięcia trzech żeber. Położyli go w jednej z sal i podali środki przeciwbólowe. Działanie leków otumaniło go, ale po jego umyśle wciąż pulsowała jedna myśl: Zabiłem Caroline i nie zasługuję na szczęście.

W ciągu pół roku od wypadku w życiu Christophera nie stało się nic spektakularnego. Nie pozwolono mu przyjść na pogrzeb Caroline jednak, gdy tylko wypuścili go ze szpitala, codziennie bywał na jej grobie. Przynosił świeże kwiaty i długo tam przesiadywał. Myślał, że dzięki temu poczuje ulgę. Niestety nadal czuł się winny. Kulał na lewą nogę, która jeszcze nie doszła do siebie. Przeszła wiele operacji i godziny ciężkiej pracy na rehabilitacjach. Było coraz lepiej. Pozostałe fizyczne urazy stopniowo zanikały. Wrócił do pracy, rzadko bywał w swoim mieszkaniu. Bywał tylko w szpitalu i na cmentarzu. Najczęściej spał w swoim gabinecie, ale zdarzało się również, że w ogóle nie spał. Pracował ponad siły, aby choć na chwilę zapomnieć o tragedii, która go spotkała. Jego apartament za bardzo przypominał mu o Caroline, ale nie odważył się jeszcze pomyśleć o sprzedaniu go i kupieniu czegoś nowego.
W szpitalu zaczęli się pojawiać stażyści i wolontariusze, którzy wymagali nadzoru, więc miał, czym się zająć. Praca pochłaniała go do tego stopnia, że ze swoimi rodzicami i bratem rozmawiał tylko kilka razy. Zaraz po wypadku, o wszystkim ich poinformował, a potem oni dzwonili kontrolnie. Jeśli miał przerwę chodził do pobliskiego parku, siadał na ławce i myślał.
Jak wielki musiał popełnić w przeszłości grzech skoro spotkało go takie nieszczęście? Był przecież dobrym człowiekiem, znakomitym lekarzem. Pomagał innym i nie oczekiwał poklasku. A jednak Bóg zabrał mu osobę, którą kochał całym sobą. Momentami był tak rozgoryczony, że błagał o przywrócenie jej do życia a zabranie jego. Nikt mu nie odpowiadał i zostawał sam ze swoimi prośbami.
Odkąd zaczął samodzielnie wychodzić, nie był w kościele. Nie modlił się. Kryzys wiary? Nie. Całkowite jej odrzucenie. Gdyby Bóg ochronił Caroline, nie straciłby wiernego. To był Jego świadomy wybór, więc dlaczego Chris miałby się wahać. Odwrócił się od Boga tak samo jak on od niego.

Któregoś dnia, późnym popołudniem na oddział pediatrii, pod jego opiekę trafiła szesnastoletnia Emma Wilson. Przyprowadził ją starszy brat Ethan, mówiąc, że dziewczyna ma silne bóle i zawroty głowy oraz, że zemdlała po drodze do szpitala. Stringini przyjrzał się nastolatce i pobieżnie ją zbadał.
- Jak Ci na imię?- Zagaił dla rozluźnienia atmosfery.
- Emma.
- Pięknie. A teraz, skoro jesteśmy sami, musisz być ze mną szczera. Inaczej nie będę mógł odpowiednio Cię zdiagnozować, ok?
- Dobrze, co chce pan wiedzieć?- Nadal była bardzo blada.
- Jesteś na jakiejś diecie?
- Nie, po prostu mniej jem.
- Kiedy ostatni raz coś jadłaś.
- Dziś rano. Dwie kanapki. I piłam wodę.
- Często źle się czujesz?
- Zawroty i bóle głowy mam od jakiegoś czasu.
- A nie przypadkiem od momentu, w którym przestałaś jeść normalnie?
- Nie, na pewno nie..- szybko zaprzeczyła.
- Wstań, muszę Cię zważyć i zmierzyć - podał jej rękę.
Pokazał jej jak ma stanąć na wadze i rozpoczął mierzenie.
- No tak. Masz 169cm wzrostu i ważysz ledwo 50 kg. Znaczna niedowaga, w okresie dorastania organizm potrzebuje budulca do wzrostu a Ty mu tego nie dostarczasz. Jeszcze chwila a staniesz się anorektyczką, a chyba nie o to Ci chodzi, prawda?- Spojrzał na nią poważnie.
- No pewnie, że nie, ale wie pan. Szczupłe dziewczyny bardziej podobają się chłopakom. Chciałam wyglądać jak modelka..- spuściła głowę ze wstydu.
Zamyślił się, bo od razu przyszła mu na myśl Caroline.
- Posłuchaj, musisz uważać jak chudniesz. Poza tym nie każdy chłopak lubi aż tak chude dziewczyny. Moim zdaniem powinnaś przytyć 5 kg. Wystarczy. Ni mniej, ni więcej. Jasne?
- Aż tyle? Będę wyglądać okropnie..
- Jeśli nie chcesz wylądować w szpitalu z gorszymi objawami to zastosuj się do moich zaleceń. Anoreksja to nic dobrego. Lepiej wyglądać zdrowo. Zapewniam Cię - puścił do niej oczko.
- Skoro pan tak twierdzi - powoli dała się przekonać.
Chris rozmawiał z nią jeszcze na temat trybu życia, którego powinna się trzymać, a potem poprosił do gabinetu Ethana. W czasie, gdy wprowadzał go w temat zaleceń, do pomieszczenia wpadła młoda kobieta w białym fartuchu z plakietką wolontariatu. Blondyn odwrócił się chcąc powiedzieć by wyszła, bo ma pacjentów jednak, kiedy ją zobaczył, zrobił się blady i zamarł jakby zobaczył ducha.
_________________________________________________________________
Cześć. Strasznie Was przepraszam za opóźnienie, ale zagapiłam się.
Dziękuję Belli za to, że mi przypomniała o dodaniu odcinka. Miałam za dużo spraw na głowie. Ale już się poprawiłam i rozdział jest. Mam nadzieję, że jego treść Was nie zawiodła. Czekam na komentarz.
Z góry dziękuję.
Trzymajcie się cieplutko :*


4 komentarze:

  1. No i jest ! :) Tajemnicza wolontariuszka :D uuu.. Tylko szkoda że tak szybko związek Chrisa z Caroline się zakończył i to w taki sposób. Czyżby Chris miał zacząć nowy rozdział w swoim życiu z kobietą która przypominała Caroline ? Bella ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Byłam całkowicie przekonana, że Carol i Chris się pobiorą i wszystko między nimi się ułoży. A tutaj taka niespodzianka! Śmierć bliskiej osoby jest czymś naprawdę trudnym do wyobrażenia. Nikt nie potrafi zdefiniować krążących wokół nas uczuć w tym momencie. Chris nie powinien obwiniać się za śmierć narzeczonej. Po prostu los tak chciał. Oburzyło mnie jedynie to, że zabroniono mu przyjść na pogrzeb własnej NARZECZONEJ, przyszłej żony. To jakieś nieporozumienie. Ja rozumiem, że rodzice dziewczyny odczuwali żal, rozpacz po jej stracie, ale w końcu mieli stanowić z Chrisem rodzinę, więc od niego także nie powinni byli się odwracać. Cierpiał równie mocno, co oni. Nie wiem czy zatapianie smutków w nałogu pracy jest najlepszym rozwiązaniem, ale na pewno bezpieczniejszym niż topienie go w alkoholu czy jeszcze w czymś innym na przykład. No i wreszcie przejdę do najważniejszej kwestii - tajemnicza postać, która prawdopodobnie wygląda jak Caroline. Jestem bardzo ciekawa jej wątku. Czekam na rozdział kolejny i życzę dużo weny :) Pozdrawiam!
    PS. Zostawiłam komentarz pod każdym poprzednim rozdziałem, gdybyś chciała przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno świetne opowiadanie! Jaa myślałam że oni się pobiorą i będą razem a tu takie coś. Biedny Chris:( i jeszcze nie pozwolili przyjść mu na pogrzeb, to jest straszne bo nawet nie miał jak się pożegnać:( No ale jest ta tajemnicza wolontariuszka:D Bardzo ciekawie zapowiada się to opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i zapraszam również do mnie na show-me-love.blog.onet.pl Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku najmocniej Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Ostatnio mam sporo na głowie, no i nie spędzam przy blogach tyle czasu, ile bym chciała. Ale nadrobiłam Twoje opowiadanie, dlatego piszę szybciutko komentarz :)
    Chociaż nie przepadałam jakoś specjalnie za Caroline (nie wiem dlaczego, wydawała mi się za bardzo wyniosła) naprawdę lubiłam jej związek z Chrisem. Tworzyli taką idealną, bajkową parę, jak z obrazka. Poza tym planowali ślub; ich radość mi się udzieliła, cieszyłam się, że się pobiorą. Aż tu nagle ten straszny wypadek... Ciężko mi uwierzyć, że Carol nie udało się uratować. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, w jak ogromnym cierpieniu przyszło teraz żyć Chrisowi. Nie tylko nie mógł przyjść na jej pogrzeb, ale wmówiono mu też, że to on jest winny śmierci swojej narzeczonej. Podziwiam, że udało mu się po pewnym czasie wrócić do pracy, to wymaga niezwykłej siły. Zastanawiam się, kim jest ta wolontariuszka, która, jak się domyślam, przypomina zmarłą Caroline? Robi się ciekawie :)
    Będę tutaj zaglądała, ponieważ opowiadanie mnie zainteresowało. Pozdrawiam serdecznie <3
    rytm-jego-slow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń